przy okazji -
NEWS NAJNOWSZY z mojego życia
trudno w dzisiejszych dziwnych czasach wydać książkę, dotrzeć do czytelników
- dlatego zdecydowałem się uruchomić mój profil / konto na patronite.pl ---
Jest to przedsięwzięcie, które stwarza szansę (jak ma się szczęście) zdobyć poparcie finansowe PATRONÓW czyli ludzi którzy wspierają finansowo autorów aby ci mogli pisać, publikować i egzystować ...
Może, podobnie jak wielu innych, będę miał szczęście :-)
pod tym
linkiem można znaleźć linki z polskiej prasy dezinformujące czytelników o
historii dyskotek w Polsce - autorzy nie znają historii jeno szerzą popłuczyny
'prl' propagandy na ten temat !!
Dear Reader…
If you find a link or other flaw on this or any other blog of mine
If you find a link or other flaw on this or any other blog of mine
that does not work - let me know - I'll fix it :-)
------------------------------------------------------------------------
Czytelniku szanowny …
Jeżeli znajdziesz na tym lub innym moim blogu link lub inny mankament,
------------------------------------------------------------------------
Czytelniku szanowny …
Jeżeli znajdziesz na tym lub innym moim blogu link lub inny mankament,
który nie działa - daj znać – naprawię to :-)
SPRAWDŹ MNIE
to są moje (ponad 70 aktualne blogi)
**
dwie moje najnowsze książki napisane w 2024 roku -książki o moim ponad
dwie moje najnowsze książki napisane w 2024 roku -książki o moim ponad
70-letnim życiu na Dolnym i Górnym Śląsku oraz w UK i USA - o tym co widziałem, co słyszałem, koło kogo albo czego byłem blisko lub brałem udział:
1.) https://slazak-gorlol-wulec-krojcok-werbus.blogspot.com/
2.) https://januszek-dzierzoniow-reichenbach.blogspot.com
1.) https://slazak-gorlol-wulec-krojcok-werbus.blogspot.com/
2.) https://januszek-dzierzoniow-reichenbach.blogspot.com
******************************************************
******************************************************
JAK KUPIĆ ??
Książki dostępne tylko w wersji elektronicznej czyli na płycie DVD-R lub CDR jako DVD-Rom lub CD-Rom. Książki zawierają treść w plikach PDF oraz sporo zdjęć w plikach JPG.
*** zainteresowanych proszę o kontakt: pawul70@gmail.com
... ja - Jan Pawul - Ślązak narodowości polskiej !! ______________________________________________________________________ Dolnoślązak z urodzenia (1952),Ślązak z wyboru (1972) i do końca ... |
"naszym prawem jest wiedzieć"
------------------------------------------
"our right is to know"
... moje opinie i poglądy do których jak każdy mam prawo :-))))))
... moje opinie i poglądy do których jak każdy mam prawo :-))))))
... moje opinie i poglądy do których jak każdy mam prawo :-))))))
... over 70 blogs author - red by over 2.712.000 readers worldwide ... _____________________________________________________ check them all under below link: |
I had idea to write book about djanes also: http://djane-dj.blogspot.com/?zx=28f0839f7317d38
I asked many but they seems to be sooo nose up in the air and tits over brain and serious cooperation impossible. I did some stories with great djanes (check pix) but not enough to create serious book.
I asked many but they seems to be sooo nose up in the air and tits over brain and serious cooperation impossible. I did some stories with great djanes (check pix) but not enough to create serious book.
... over 70 blogs author - red by over 2.612.000 readers worldwide ... _____________________________________________________ check them all under below link: |
-----------------------------------------------------------------------
AUTOR, PISARZ, PUBLICYSTA, DZIENNIKARZ
- - - - >>> do wynajęcia za godziwe czyli wysokie(!) honorarium
autorskie (nie pracuję za "drobne" w tym drogim kraju) :-)))))))
Na koncie mam ponad 2.000 artykułów, wywiadów + krótkich
tekstów (news, itp.) + dwukrotnie wydaną książkę + 7 innych.
Mój styl i umiejętności można sprawdzić czytając poniższy
tekst lub czytając teksty na moich rozlicznych blogach (linki poniżej) - albo czytając moje książki dostępne w sprzedaży na http://books-dj-disco.blogspot.com/
... vide - kilka tekstów klikając w linki w MENU
- obok po prawej stronie - (PL - polskie) - - - - - - - - - - - - - ->>>>>>>>>>>
... mogę dla ciebie stworzyć, uruchomić i redagować twojego bloga oraz mogę go dla ciebie prowadzić pisać do niego teksty, szukać odpowiednich ilustracji, itp.
... przykłady jak może wyglądać twój blog znadziesz tu: https://www.blogger.com/profile/17285858304639530388
[- BLOGI POLSKO I ANGIELSKO JĘZYCZNE -]
[ kliknij w tytuł bloga aby go zobaczyć ]
Grafika bloga może być oczywiście różna w zależności
od tego co wybierzesz z bazy szablonów blogów w Google / Blogger ...
- zainteresowanych proszę o kontakt: pawul70@gmail.com
... vide - kilka tekstów klikając w linki w MENU
- obok po prawej stronie - (PL - polskie) - - - - - - - - - - - - - ->>>>>>>>>>>
... mogę dla ciebie stworzyć, uruchomić i redagować twojego bloga oraz mogę go dla ciebie prowadzić pisać do niego teksty, szukać odpowiednich ilustracji, itp.
... przykłady jak może wyglądać twój blog znadziesz tu: https://www.blogger.com/profile/17285858304639530388
[- BLOGI POLSKO I ANGIELSKO JĘZYCZNE -]
[ kliknij w tytuł bloga aby go zobaczyć ]
Grafika bloga może być oczywiście różna w zależności
od tego co wybierzesz z bazy szablonów blogów w Google / Blogger ...
- zainteresowanych proszę o kontakt: pawul70@gmail.com
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
AUTHOR, WRITER, PUBLICIST, JOURNALIST
---- >>> for hire / book - for fair author fee /
royalty :-)))))))
On my author account I have wrote over 2,000 articles,
interviews + short texts (news), etc.) + double-published book + other 5.
My style and skills possible to check by reading the below
text or reading many texts on my numerous blogs (links below).
... Vide - several texts by clicking on the links in the MENU
- next to the right side - ( ENG - english) - - - - - - - - - ->>>>>>>>>>>>>>
... Vide - several texts by clicking on the links in the MENU
- next to the right side - ( ENG - english) - - - - - - - - - ->>>>>>>>>>>>>>
polecam / I do recommend ...
kontact / contact: pawul70@gmail.com
http://dyskoteki-deejaye-prl.blogspot.com/
http://dj-union-poland.blogspot.com/
http://silverclub-bielsko-biala.blogspot.com/
http://polska-szkola-patologia-agresja.blogspot.com/
http://dj-union-poland.blogspot.com/
http://silverclub-bielsko-biala.blogspot.com/
info about me:
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
… deejay gasnący …
... ludzi światłych i
inteligentnych
od ludzi prymitywnych i głupich
odróżnia
mądrość czyli wiedza
o przeszłości ...
__________________________________________________________________________
Mam dzisiaj 69 lat i zdaję
sobie sprawę, że jestem w „wieku poborowym” na tamten świat.
Z powodu takiego, a nie innego
przebiegu mojego życia - mam sporo wolnego czasu na wspominanie / rozmyślanie o
przeszłości. Jak oceniam z perspektywy ponad 40 minionych lat moją decyzję aby
życie poświęcić zawodowi deejaya to wychodzi mi, że był to mocno nieudany
pomysł – wręcz życie niszczący. Wynik końcowy z życiowych rachunków jest taki
mianowicie, że jestem nikim i że jestem szczęściarzem który przypadkiem tylko
uniknął bezdomności, głodu i max dziadostwa.
W kraju tak
zacofanym i durnowatym jak Polska lat ’70 czy ‘80 wykonywanie tego akurat
zawodu było skazane na niepowodzenie. We wczesnych latach ‘70 wszystko wydawało
się OK bo byłem młody, głupi i napalony. Z biegiem lat zauważałem, że zawód
deejaya / moja życiowa pasja - przysparza mi jeno problemów życiowych i bardzo,
ale to bardzo mało przyjemności czy kasy.
Moi kolesie po
fachu z USA, UK czy innej Italii robili prawdziwe kariery i tłukli masę kasy –
urządzali się na całe życie. A ja w PRL Polsce co najwyżej stałem się wrogiem
społecznym czy publicznym doprowadzonym do ubóstwa i upodlenia. Zresztą w
po-PRL-owskiej Polsce też nic na lepsze się nie zmieniło. Tutaj (jak nigdzie
w cywilizowanym świecie – USA, UK czy Italia) nie poważa się deejayów
pionierów, a wręcz przeciwnie – tępi się ich z lubością, szydzi z nich lub
ignoruje na maxa !
Tam deejaye w
moim wieku mają max szacun, poważanie i masę dochodowej roboty. No a tu ? Tu jest zupełnie odwrotnie.
Zdaję sobie
sprawę, że jest to wynik wielu złożonych czynników zarówno tych z przeszłości
jak też i będącej ich następstwem teraźniejszości.
Polskie
dyskoteki i deejaye w połowie lat ’70 zostali poddani totalnemu praniu idei przewodniej,
(która przywędrowała do nas akurat prosto z UK) prowadzącym do zupełnego
unicestwienia wszystkiego co wartościowe, postępowe, itd. Tutaj aby się na siłę
odróżnić od tzw. ‘zachodu’ Europy wprowadzono nakazowo-urzędowe weryfikacje
zawodowe dla deejayów oraz nadzór polityczny w postaci ‘krajowej rady
prezenterów dyskotek’ (KRPD).
Świat poszedł
swoją czyli normalną i prawidłową oraz total wolną drogą, a Polacy swoją tyle
że w odwrotnym kierunku. Tutejsi deejaye i dyskoteki udawali jak mogli, ale w niczym
nie przypominało to tych zagranicznych. Wylansowano tu taki wypaczony model
dyskoteki oraz deejaya i mentalnie tak pozostało do dziś – pozostało zdaje się
na zawsze.
Tu nikt nawet
nie interesuje się historią i większość myśli, że dyskoteki i deejaye to coś co
narodziło się w latach ’80 czy ’90. Cała historia jaką tubylcy rozpoznają to
Bee Gees, film Saturday Night Fever, pedal*ki Village People, Donna Summer może
– no i potem cały ten Euro i Italo chłam, który zalał europejskie dyskoteki w
latach ’80.
Szukanie
dzisiaj w Polsce deejayów czy jak ich wtedy głupawo zwano ‘prezenterów’ z lat
’70 czy ’80 to robota 'Syzyfa'. Wygląda tak jakby ich nie było, jakby wyginęli,
jakby tu nigdy ich i dyskotek nie było. Ot taka biała plama, pusta dziura w
historii. Wiem to bo z tysięcy czy setek tych zweryfikowanych przez komunę
PRL-prezenterskich prostytutek, które poszły ulegle na kolaborację z komuchami
udało mi się odnaleźć mniej niż 100. Nie chcą się dziś ujawniać, wspominać bo
chyba się wstydzą, że brali udział w tym PRL-Disco-DJ syfie.
Jan Yahu Pawul [ yahudeejay ]
real pioneer deejay of very early '70, writer,
proud "Disco DJ's Hall of Fame" member,
- - - - - - - - >> disco & deejay historian:
* giant eBooks author:
1/
"Silent Records" - worlwide disco & deejay history in english:
2/
"Discjockey" - polish disco & deejay history in polish:
3/
"Deejay's" - story of German techno deejays in english:
YAHUDEEJ@Y
"Zdeptane Marzenia"
"Zdeptane Marzenia"
Mam w swej kolekcji płyt,
uzbieranej z wielkim trudem przez ostatnie ponad 40 lat, jedną taką szczególną,
symboliczną, która wywołuje w mej pamięci wspomnienia. Nie gram już tej płyty
bo mi jej szkoda, a poza tym strasznie trzeszczy bo swoje przeszła. Czasem
tylko na nią patrzę, po czym zamykam oczy, a z pamięci wydobywają się obrazki
sprzed wielu, wielu lat. Czas zatarł ostrość obrazów, ale pamiętam niektórych
ludzi, miejsca, okoliczności i sprawy nadające wówczas sens memu życiu.
The Beatles
Była późna i ciepła wiosna roku 1966, mieszkałem wtedy w Dzierżoniowie niewielkim malowniczym mieście u podnóża Sudetów. W miejscowym kinie "Piast" wyświetlano angielski film pod tytułem "The Beatles". W innych krajach pokazywano ten film pod oryginalnym tytułem "A Hard Days Night".
W domu się nie przelewało, a zatem chcąc iść do kina musiałem sobie sam wykombinować kasę na bilet. Wypatrywałem na pobliskich skwerach i w zaniedbanych parkach lokalnych pijaczków. Tych nie brakowało wtedy, jest ich też uciążliwy nadmiar i dzisiaj. Moczymordy, jak zwała ten element moja mama, zawsze zostawiały flaszki po gorzale pewnie dlatego, że nie chciało im się tego nosić do odległych skupów butelek. Znałem dość dobrze swoje miasto jak też miałem nieźle "obcykany" cały okoliczny teren. Zbierałem wszystkie te butelki i to był mój sposób na zarabianie jakiejś tam mizernej, ale jednak kasy. Po kilku dniach zbierania było mnie wreszcie stać aby sobie kupić bilet i zasiąść wygodnie w kinowym fotelu. Z bijącym sercem oczekiwałem na to co zobaczę. Pojęcia nie miałem co zobaczę, ale jakimś dziwnym sposobem wyczuwałem, że coś się święci. Wolno zgasły światła, z za obrazu walnęła muzyka jakiej jeszcze nie znałem, nigdy nie słyszałem. Przesuwające się przed moimi oczami obrazy, postacie Beatlesów oraz śpiewane przez nich wspaniałe przebojowe piosenki wciągnęły mnie w oglądaną historię niczym w zaczarowaną bajkę.
Miałem
zaledwie 14 lat - otwarty, chłonny umysł i czułem jak w ciemnościach dzierżoniowskiego
kina "Piast" ulegałem coraz większej fascynacji tym co widziałem i
słyszałem. Film trwał jakieś 80, a może 100 minut, ale mnie wydawało się, że to
była chwilka zaledwie pomiędzy pierwszymi obrazkami, które ujrzałem na ekranie,
a końcowym napisem The End. Dziś z perspektywy lat mogę szczerze napisać, że
moja młodość dzieliła się na okres przed i po obejrzeniu filmu "The
Beatles". Przed filmem byłem najzwyczajniejszym chłopakiem jakich miliony
wzrastały w Polsce lat '60. W tygodniu jak każdy biegałem do szkoły, po szkole
brudziłem się i darłem spodnie na płotach i drzewach. W niedziele na życzenie
rodziców pełniłem obowiązki ministranta w miejscowym kościele. Nie zdawałem
sobie tak naprawdę sprawy, że są inne kraje, ludzie i zjawiska takie jak The
Beatles i ich muzyka. Moje życie wyznaczał rytm egzystencji rodzinnego domu i
miasta. Matka, ojciec, młodszy brat, kilku bliższych i dalszych kolegów,
okoliczne ulice i place gdzie spędzaliśmy dzieciństwo to było wszystko co
znałem, co miałem i co w zupełności mi wystarczało, z czym było mi bardzo
dobrze.
Kilkadziesiąt
minut przed kinowym ekranem i tym co na nim się działo zburzyło sielski spokój
całego tego mojego świata, w którym się dotychczas wychowywałem. Do młodego
umysłu zakradł się jakiś bakcyl, który z czasem ogarniał go coraz bardziej
powodując pewien zamęt czy coś takiego. Zobaczyłem i usłyszałem to
"inne", to coś co w umysłach milionów mnie podobnych dzieciaków
zrewolucjonizowało poglądy (takie jakie mogą mieć kilkunastoletnie
dzieciaki) na najbliższe otoczenie czy pojęcie o odległym świecie. Zaczęły
się jakieś marzenia, dążenia, całkiem nowe i nieznane mi wcześniej pragnienia.
Spodobał mi się ten nowy stan rzeczy i coraz głębiej i głębiej wciągała mnie ta
nowa fascynacja. Zaczęło się zbieranie fotografii i biografii big bitowych
zespołów. Z kolegami z klasy założyliśmy zespół i chcieliśmy grać tak jak
Beatlesi czy im podobni, którzy jak grzyby po deszczu wyrastali w Polsce i poza
nią. Światowa rewolucja kulturalna i społeczna lat '60 stała się faktem i
bardzo mnie cieszyło, że brałem w tym, na swój sposób, ale jednak jakiś tam
udział. Pewnie gdyby nie Elvis Presley w USA i Beatlesi w Europie to zupełnie
inaczej potoczyłyby się losy milionów młodych ludzi na całym świecie, losy
całej muzyki, losy wszystkich muzyków, artystów i wszystkiego co się z tym
zawsze wiązało i wiąże.
Był sobie deejay
Jesień roku 1968 była chłodna i deszczowa. Dużo czasu spędzałem wówczas w moim maleńkim pokoiku na poddaszu przerobionym własnymi rękoma z części strychowej komórki. Miałem szesnaście lat i dostawałem wypieków na twarzy gdy późną nocą, w tajemnicy przed wychowującą mnie i mojego brata samotnie matką, z rozwartymi z przejęcia ustami, wsłuchiwałem się w głos człowieka z radia. To było Radio Luxembourg 208, a głos należał do znakomitego angielskiego discjockeya Alana Freemana. Był to pierwszy discjockey, którego słyszałem w swoim dotychczasowym, krótkim życiu i zarazem wstęp do fascynacji tym zawodem. Wkrótce zacząłem próby naśladowania takiego sposobu mówienia, prezentowania muzyki z płyt.
Wszystko było udawane bo za biedny byłem, aby posiadać jakiekolwiek płyty czy gramofon ze sprzętem nagłaśniającym. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy co robię i po co. Był to jakiś niekontrolowany odruch, wewnętrzna potrzeba. Życie wzbogacało mnie o nowe doświadczenia, żądało poświęceń i wyrzeczeń. Dokonanie wyboru pomiędzy tym co było powszechnie uznawane, szanowane i zalecane młodym ludziom, a tym co było w ówczesnej Polsce fantazją, pustką, niczym stało się dla mnie wielkim problemem mającym w dalszej przyszłości położyć się ponurym cieniem na moim życiu. W końcu wybrałem. Mimo wszelkich niesprzyjających mi w tamtych czasach, przeróżnych okoliczności, dążyłem do tego, aby zostać discjockeyem. Godziny ćwiczeń, rozmyślania, słuchania. Wreszcie praca w domach kultury i szkolnym radiowęźle.
Był słoneczny i dość ciepły
jesienny dzień roku 1969 gdy mój utalentowany kolega malował dwa ogromne
plakaty grupy Led Zeppelin informujące, że wkrótce odbędzie się prezentacja
płyty Led Zeppelin II w Domu Kultury Zakładów Bawełnianych "Bielbaw"
w malowniczo położonej u podnóża Sudetów Bielawie. Ja natomiast mieszkałem
wtedy w Dzierżoniowie oddalonym o trzy kilometry od Bielawy. Całymi dniami kombinowałem
wtedy jakby tu się załapać do zlecanej od czasu do czasu przez Domy Kultury
pracy zwanej wtedy prelekcjami - ilustrowanymi muzyką z płyt.
Choć Dzierżoniów był większym od Bielawy miastem i miał więcej miejsc gdzie można było zorganizować owe prelekcje i prezentacje muzyki z płyt, to Bielawa okazała się bardziej nowoczesna i do przodu. Zapewne dzięki wspaniałym, młodym ludziom, którzy kierowali bielawskimi Domami Kultury. Człowiekiem, który mi zaufał i pierwszy dał szansę był niezapomniany, świeżo upieczony magister historii sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego, nowy kierownik Domu Kultury Zakładów Bawełnianych "Bielbaw" Pan Andrzej Janiszewski. To właśnie dzięki niemu pierwszy raz wystąpiłem publicznie prezentując płytę Led Zeppelin II.
Przygotowywałem się do tego kilka tygodni wcześniej i bardzo solidnie jak na tamte czasy i środki techniczne. Przede wszystkim nauczyłem się na pamięć z trudem zdobytej biografii Led Zeppelin. Napisałem sobie scenariusz oraz teksty zapowiedzi do poszczególnych nagrań. Dzień próby i ostatecznego sprawdzianu zbliżał się nieuchronnie. Tego dnia wstałem wcześnie rano, zrobiłem sobie wolne od szkoły i zawzięcie ćwiczyłem swoje zapowiedzi. Po południu pojechałem autobusem do Bielawy. Wysiadłem na rynku. Powietrze było ciepłe i pachniało zapachem pobliskich, górskich lasów. Na parterze Domu Kultury przywitał mnie zadowolony portier. Z czego on taki zadowolony - pomyślałem przez chwilkę. Wszedłem szerokimi schodami na pierwsze piętro. Otworzyłem drzwi do wielkiej sali i niemal zdębiałem. Sala była pełna ludzi. Jak mi później powiedziano było tam około 400 osób. Serce zaczęło mi mocno walić, oddech zrobił się przyspieszony. Przeszedłem na swoje miejsce, położyłem płytę na gramofon i zagrałem pierwsze nagranie "Whole Lotta Love". Usiadłem na jednej ze skrzyń dwóch grających kolumn głośnikowych Vermona, wziąłem w dłoń mikrofon i czekałem na koniec nagrania. To był moment mojej pierwszej w życiu publicznej wypowiedzi / zapowiedzi płyty i kolejnego nagrania. Taki deejayski chrzest.
Choć Dzierżoniów był większym od Bielawy miastem i miał więcej miejsc gdzie można było zorganizować owe prelekcje i prezentacje muzyki z płyt, to Bielawa okazała się bardziej nowoczesna i do przodu. Zapewne dzięki wspaniałym, młodym ludziom, którzy kierowali bielawskimi Domami Kultury. Człowiekiem, który mi zaufał i pierwszy dał szansę był niezapomniany, świeżo upieczony magister historii sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego, nowy kierownik Domu Kultury Zakładów Bawełnianych "Bielbaw" Pan Andrzej Janiszewski. To właśnie dzięki niemu pierwszy raz wystąpiłem publicznie prezentując płytę Led Zeppelin II.
Przygotowywałem się do tego kilka tygodni wcześniej i bardzo solidnie jak na tamte czasy i środki techniczne. Przede wszystkim nauczyłem się na pamięć z trudem zdobytej biografii Led Zeppelin. Napisałem sobie scenariusz oraz teksty zapowiedzi do poszczególnych nagrań. Dzień próby i ostatecznego sprawdzianu zbliżał się nieuchronnie. Tego dnia wstałem wcześnie rano, zrobiłem sobie wolne od szkoły i zawzięcie ćwiczyłem swoje zapowiedzi. Po południu pojechałem autobusem do Bielawy. Wysiadłem na rynku. Powietrze było ciepłe i pachniało zapachem pobliskich, górskich lasów. Na parterze Domu Kultury przywitał mnie zadowolony portier. Z czego on taki zadowolony - pomyślałem przez chwilkę. Wszedłem szerokimi schodami na pierwsze piętro. Otworzyłem drzwi do wielkiej sali i niemal zdębiałem. Sala była pełna ludzi. Jak mi później powiedziano było tam około 400 osób. Serce zaczęło mi mocno walić, oddech zrobił się przyspieszony. Przeszedłem na swoje miejsce, położyłem płytę na gramofon i zagrałem pierwsze nagranie "Whole Lotta Love". Usiadłem na jednej ze skrzyń dwóch grających kolumn głośnikowych Vermona, wziąłem w dłoń mikrofon i czekałem na koniec nagrania. To był moment mojej pierwszej w życiu publicznej wypowiedzi / zapowiedzi płyty i kolejnego nagrania. Taki deejayski chrzest.
Ówczesna Polska była rządzona przez tzw. komunistów, choć
tak naprawdę ideały komunizmu były tylko przykrywką do ich mocno wykolejonych i zboczonych działań.
Za pomocą podstępu, prześladowań i milicyjnej pały banda degeneratów kierowała
poczynaniami milionów Polaków. Jedyne radio jakie wówczas było w Polsce to tzw.
Polskie Radio z siedemnastoma, chyba, oddziałami rozrzuconymi na terenie kraju.
Nie będąc usłużnym i sprzedajnym wobec tzw. komuszej mafii nie miało się
najmniejszej nawet szansy aby zaistnieć jako discjockey w którejś z wyżej wspomnianych radiostacji.
Zbawieniem dla setek, takich jak ja, młodych chłopaków
marzących o wykonywaniu zawodu discjockeya była nowa idea / pomysł, który
przywędrował do Polski z Anglii, a mianowicie dyskoteki. Na początku
"komunistyczna administracja / władza" nie miała zielonego pojęcia o
co chodzi. Po około czterech latach od pojawienia się w Polsce pierwszych dyskotek i discjockeyów dyskotekowych
znaleźli się karierowicze i zdrajcy, którzy "poinformowali" "komunistyczną władzę" co się
dzieje i jak nad tym zawładnąć / zapanować. W ówczesnej Polsce szło raczej o
totalny "nadzór", jak również o jak najdłuższe powstrzymanie rozwoju
dyskotek i wszystkiego co się z tym wiąże.
Wymyślono nawet tzw. "weryfikacje dla
prezenterów", zakamuflowaną formę kontrolowania i utrudniania pracy bardzo
niezależnym i wolnym wtedy discjockeyom. Warto dodać, że nigdzie na świecie nie
weryfikowano deejayów w taki
administracyjny sposób. Chociaż paskudne były to czasy dla polskich
deejayów to, ponad wszelką wątpliwość, na początku lat '70 narodził się nowy
zawód, czerpiący początkowo sporo z doświadczeń discjockeyów radiowych, a
mianowicie deejay disco czy jak kto woli dyskotekowy.
Od wyrazu discjockey powstał skrót DJ wymawiany w USA i UK - didżej. W połowie
lat '70 zaczęto ten skrót (DJ) pisać po angielsku fonetycznie - DeeJay.
Tłumaczy / wyjaśnia się to w następujący sposób: 'dee' - tak się pisze fonetycznie po angielsku literę D i 'jay' -
tak się pisze po angielsku fonetycznie literę J.
Nazwy discjockey, dj, deejay określały zawsze to samo,
człowieka, który puszczał / grał płyty. Nie było to ważne czy grał te płyty w
radio, czy w disco. Ot po prostu trzy formy określania tej samej profesji.
W owym czasie w Polsce (1974 / 75) grupka tzw. działaczy
/ organizatorów czy jak sami siebie zwali
„animatorów" o chorych
ambicjach zawładnięcia zarówno
dyskotekami jak i deejayami wymyśliła polską, niezwykle głupią nazwę tego
zawodu, a mianowicie „prezenter”. Cały
świat miał deejayów / discjockeyów a Polacy, jako jedyni na świecie, mieli
„prezenterów”. Idiotyzmów, jak np. wspomniane wyżej , "weryfikacje"
dla deejayów, była w ówczesnej Polsce cała masa.
W latach '70 Amerykanie chcąc jakoś odróżnić discjockeyów
radiowych i disco zaczęli tych drugich nazywać słowem "spinner" co
można różnie tłumaczyć. Słownik mówi,
że słowo spinner = puszczający /nadający, w tym wypadku puszczający płyty.
Złośliwi tłumaczyli to jako kręcipłytek. Chodziło tu w szczególności o jakieś
logiczne i odróżniające nazwanie tych
deejayów, którzy nie zapowiadali granych płyt lecz tylko je miksowali - zgodnie
z techniką wykorzystującą BPM (Beat Per Minute) czyli ilością uderzeń
na minutę. Taki styl grania tzn. miksowanie muzyki / płyt (bez zapowiadania) pojawił się pod koniec lat '70 w USA.
Koleś z pierwszej
klasy podstawówki
Wiosną 1970 roku od Adasia,
kolesia, który przyjechał z Anglii i był Polakiem, dowiedziałem się pierwszy
raz o nowej modzie i bardzo szerokim zjawisku, które Anglicy nazywali
DISCOTHEQUE czyli DYSKOTEKA. Adasia znałem i pamiętałem od 1959 roku. Siedział
w ławce za mną kiedy obaj byliśmy w pierwszej klasie podstawówki.
Pewnego zimowego i mroźnego dnia 1959 roku przyszedł po niego do klasy wysoki facet. Nasza Pani powiedziała abyśmy się z Adasiem pożegnali bo wyjeżdża na zawsze do Anglii. Z całego, ośmioletniego okresu chodzenia do podstawówki zapamiętałem tylko kilka zdarzeń, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Wyjazd Adasia i ten jego nowy, wielki, angielski tata wywarł na mnie, siedmioletnim brzdącu, największe wrażenie. Do dziś nie wiem dlaczego.
Kiedy po jedenastu latach Adaś, już jako 18 latek, przyjechał do Polski na wakacje natychmiast go odnalazłem aby pogadać, wyciągnąć jak najwięcej wiadomości o tym jak żyje młody człowiek w kochanej wtedy przez nas wszystkich, za Beatlesów, za Rolling Stonesów i za Radio Luxembourg, Anglii. Adaś jeszcze mówił po polsku, ale miał już ciężki angielski akcent - co nawet mi się spodobało.
Siedzieliśmy do późna w nocy na granitowych schodach przed moim domem - On opowiadał, ja z rozdziawioną z wrażenia gębą słuchałem. Wtedy to właśnie doznawałem moich pierwszych życiowych fascynacji pewnymi nowymi dla mnie zjawiskami europejskiej i angielskiej pop kultury. Z opowieści Adasia najbardziej zainteresowały mnie właśnie dyskoteki. Ustaliłem, że są to miejsca, w których discjockeye grają i zapowiadają płyty, a ludzie słuchają albo tańczą.
Pewnego zimowego i mroźnego dnia 1959 roku przyszedł po niego do klasy wysoki facet. Nasza Pani powiedziała abyśmy się z Adasiem pożegnali bo wyjeżdża na zawsze do Anglii. Z całego, ośmioletniego okresu chodzenia do podstawówki zapamiętałem tylko kilka zdarzeń, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Wyjazd Adasia i ten jego nowy, wielki, angielski tata wywarł na mnie, siedmioletnim brzdącu, największe wrażenie. Do dziś nie wiem dlaczego.
Kiedy po jedenastu latach Adaś, już jako 18 latek, przyjechał do Polski na wakacje natychmiast go odnalazłem aby pogadać, wyciągnąć jak najwięcej wiadomości o tym jak żyje młody człowiek w kochanej wtedy przez nas wszystkich, za Beatlesów, za Rolling Stonesów i za Radio Luxembourg, Anglii. Adaś jeszcze mówił po polsku, ale miał już ciężki angielski akcent - co nawet mi się spodobało.
Siedzieliśmy do późna w nocy na granitowych schodach przed moim domem - On opowiadał, ja z rozdziawioną z wrażenia gębą słuchałem. Wtedy to właśnie doznawałem moich pierwszych życiowych fascynacji pewnymi nowymi dla mnie zjawiskami europejskiej i angielskiej pop kultury. Z opowieści Adasia najbardziej zainteresowały mnie właśnie dyskoteki. Ustaliłem, że są to miejsca, w których discjockeye grają i zapowiadają płyty, a ludzie słuchają albo tańczą.
Mając 19 lat podjąłem (jak
się potem okazało) życiową decyzję - że będę (żeby nie wiem co!)
discjockeyem. Adaś, koleś ze szkolnej ławki w pierwszej klasie nigdy więcej już
się w Polsce nie pojawił. Może dlatego, że zmarła jego babcia i nie miał już do
kogo przyjeżdżać ? W mojej pamięci jednak pozostał na zawsze jako ten, który
dwa razy wywarł na mnie ogromne wrażenie i nakierował mój los na inne, nowe
tory.
Mogło być inaczej
Kiedy na początku lat
siedemdziesiątych pojawiły się pierwsze dyskoteki, nikt wówczas nie
przewidywał, że potrwa to tak długo i tak bardzo się rozwinie. O ile na tzw.
Zachodzie szło szybko i łatwo, o tyle w Polsce całe zjawisko pt. dyskoteka
poddane było "filtracji" przeróżnych pseudo - działaczy, mniej lub
bardziej powiązanych z ówczesną administracją i władzami. U nas szło raczej o
jak najdłuższe powstrzymanie rozwoju dyskotek i wszystkiego co się z tym wiąże.
Wymyślono nawet tzw. "weryfikacje dla prezenterów ", zakamuflowaną
formę kontrolowania i utrudniania pracy bardzo niezależnym i wolnym wtedy
deejayom. Warto dodać, że nigdzie na świecie nie weryfikowano discjockeyów w
taki durny administracyjny sposób. Tam deejay albo się podobał publiczności i
miał pracę, albo się nie podobał i nikt go nie chciał zatrudnić. Proste to i
prawdziwe, ale w Polsce ze względu na chore ambicje niektórych
"działaczy", musiało być inaczej.
Ci z nas ( DJ's), którzy
przeżyli te tragikomiczne czasy dla polskich dyskotek pamiętają zapewne jak owe
"weryfikacje" wyglądały, kogo i jaki typ deejaya preferowały. Efekt
działalności tych, którzy wtedy decydowali o losach polskiej dyskoteki był
taki, że świat szedł swoją (właściwą) drogą, a Polacy swoją, (też właściwą),
ale w odwrotnym kierunku. Orientowałem się, jako jeden z nielicznych wówczas
discjockeyów dyskotekowych w Polsce, w tych wszystkich szwindlach, ponieważ
pisali do mnie o tym, dobrze poinformowani, przyjaciele z organizacji
zrzeszających zawodowych discjockeyów z USA (NADD - National Association of
Discotheque DiscJockeys z siedzibą w Nowym Jorku) i z Wielkiej Brytanii
(NADJ - National Association of DiscJockeys z siedzibą w Londynie). Miałem
zaszczyt być członkiem honorowym tych organizacji, jako jedyny (?!) deejay z
Polski.
Amerykańskie NADD wydawało pismo
MELTING POT, a angielskie NADJ pismo – najpierw pismo DEEJAY, a potem
DISCJOCKEY and RADIO TODAY. Pisma te przynosiły masę cennych informacji i były
rewelacyjnym materiałem edukacyjnym dla ówczesnych discjockeyów. Bardzo często
pisano też, w wyżej wymienionych pismach, o mnie. Były to fajne artykuły
ilustrowane moimi fotografiami z "akcji" przy konsolecie. Niektóre z
tych artykułów (tyko 3 czy 4 egzemplarze w/w pism dotarło do Polski na inne
niż mój adres) wywoływały zwierzęcą, prymitywną i pierwotną wściekłość tzw.
"krajowej rady prezenterów dyskotek (krpd)" i powiązanych z nią (jak
się niestety okazało) zadziwiająco podłych ludzików. Dziwiło ich, że jakiś
absolutnie wolny i niezależny polski discjockey, który nie chce się z
"członkami" - krpd - kolegować i totalnie olewa ich tzw.
"weryfikacje" może być traktowany przez Amerykanów i Anglików z
należnym szacunkiem. To co dziwiło wszystkie te "członki" z - krpd -
wcale, ale to wcale nie dziwiło ludzi z USA czy z Wielkiej Brytanii, ponieważ
oceniali mnie na podstawie - przede wszystkim słanych im przeze mnie taśm,
nagrywanych w prowadzonych przeze mnie dyskotekach oraz na podstawie tekstów,
które dla nich pisałem o polskich dyskotekach i deejayach.
Najwyraźniej uznawali to
wszystko za materiały na wystarczająco wysokim poziomie zawodowym, aby
traktować mnie jak ówczesnego discjockeya numer - 1 w Polsce. Tak o mnie
pisali. Co w tym wszystkim najważniejsze to to, że podobną do mojej międzynarodowej
działalności i współpracy mogli (powinni) przecież prowadzić wszyscy
polscy deejaye i organizacje. Dlaczego tego nie czynili i woleli mi zazdrościć
/ zawiścić efektów mojej zagranicznej współpracy w postaci np. tysięcy
promocyjnych płyt rocznie i tym podobnych materiałów? Do dziś nie umiem sobie
na to proste pytanie precyzyjnie odpowiedzieć. Mogłem tylko przypuszczać, że
powodem była głupota tych ludzików, może ich zacofanie, może nieuctwo, a może
wrodzona narodowa wada jaką bez wątpienia jest bezinteresowna zawiść, a może
jeszcze coś innego o czym nie miałem i nie mam pojęcia.
PRL-Disco-DJ syf ...
Byłem deejayem dyskotekowym
wtedy, kiedy jeszcze nie było w Polsce dyskotek. Garstka zapaleńców składała
sprzęt nagłaśniający i oświetleniowy, szukając jednocześnie źródeł, z których
można by otrzymywać, w miarę regularnie, zagraniczne płyty. Mieliśmy po 19 - 20
lat, potrafiliśmy pracować o głodzie, chłodzie i najczęściej za darmo. Tak
bardzo podobała nam się idea, pomysł bycia discjockeyem muzyki, którą kochali
wówczas wszyscy młodzi ludzie, że nie zwracaliśmy uwagi na prawa, przepisy,
rady czy uwagi otoczenia. Pewnie gdybyśmy dawali temu posłuch to wejście
dyskoteki na ziemie polskie odsunęłoby się w czasie o kilka lat, kilka długich
lat. Na szczęście cechą młodości jest najczęściej mały respekt na zastane
porządki społeczne czy rodzinne. Dzięki temu między innymi rozwija się
cywilizacja.
W 1973 roku było już pewne, że pomimo wszelkich problemów jakie należy wiązać z tamtymi czasami, dyskoteka była w Polsce niezaprzeczalnym faktem. Pomiędzy 15-21 października 1973 roku odbył się we Wrocławiu Pierwszy Ogólnopolski Turniej Prezenterów Dyskotek.
W 1973 roku było już pewne, że pomimo wszelkich problemów jakie należy wiązać z tamtymi czasami, dyskoteka była w Polsce niezaprzeczalnym faktem. Pomiędzy 15-21 października 1973 roku odbył się we Wrocławiu Pierwszy Ogólnopolski Turniej Prezenterów Dyskotek.
Polska była wtedy w wielu
dziedzinach zacofanym krajem, natomiast (mogę to stwierdzić z całą
pewnością) w tej jednej z nielicznych dziedzin ludzkiej aktywności, jaką na
początku lat siedemdziesiątych były dyskoteki, byliśmy prawie na poziomie
Europy i Świata. Wiem to, bo miałem wówczas te swoje, w/w rozliczne kontakty z
deejayami i organizacjami zagranicznymi. Mogłem łatwo porównywać poziom
polskich i zagranicznych deejayów, jako że Ci drudzy słali mi sporo różnych
materiałów promocyjnych i reklamowych, wśród których były też taśmy nagrywane
przez nich na żywo w dyskotekach.
Pierwszy Ogólnopolski Turniej
Prezenterów Dyskotek organizacyjnie był bardzo dużym przedsięwzięciem.
Discjockeye najpierw przechodzili przez eliminacyjne sito wiejskich, gminnych
czy powiatowych Ośrodków Kultury. Najlepsi trafili na eliminacje wojewódzkie.
Następnie laureaci turniejów wojewódzkich przyjechali do Wrocławia. Było nas
tak dużo, że turniej trwał aż tydzień. Szacowne jury wybrało szesnastkę
finałową, czyli szesnastu najlepszych wówczas discjockeyów dyskotekowych w
Polsce. Miałem zaszczyt znaleźć się wśród tych szesnastu wspaniałych. Pamiętam
jak członkowie jury udzielili mi uwagi: "jest dobrze, robisz to bardzo
żywo i energicznie (tzn. prezentuję, komentuję puszczane płyty), ale za
dużo w tym podobieństwa do discjockeyów Radia Luxembourg". No cóż, do kogo
miałem być podobny skoro najlepszym wzorem byli właśnie oni, nadający swe
wspaniałe programy na fali średniej 208 deejaye Radia Luxembourg. Niemal z
nabożeństwem słuchałem ich wtedy po nocach. Uczyłem się od Anglików stylu i
sposobu szybkiego mówienia, akcentowania oraz mixowania tekstu z muzyką.
Pierwszy Ogólnopolski Turniej Prezenterów Dyskotek
studencki klub ‘Pałacyk’ – Wrocław – październik – 1973
Pamiętam jak ogromne wrażenie w 1973 roku wywarło
na mnie ogłoszenie w rubryce Sztandaru Młodych prowadzonej przez Romana Waschko
„muzyka nie poważna” czyli rockowa, big bitowa – ogłoszenie o Pierwszym
Ogólnopolskim Turnieju Prezenterów Dyskotek. Nie przypuszczałem, że w Polsce,
kraju głęboko wówczas zacofanym i zblokowanym przez komuchów można coś takiego
zrobić. A jednak …
Mieszkałem wtedy na Górnym Śląsku (po przeprowadzce z
położonego u podnóża Sudetów malowniczego Dzierżoniowa) i pracowałem w
kopalni, która gwarantowała uniknięcie poboru do wojska. Wszyscy rozumni młodzi
Polacy próbowali wówczas unikać pójścia do wojska i robili to na różne mniej
lub bardziej skuteczne sposoby.
To na Górnym Śląsku miałem wtedy kolesi od dyskotek i
deejaystwa: Andrzej Matuszek i Kazik Jarząbek z Siemianowic Śląskich, Józek
Sochowski z katowickiego Załęża czy Jurek Kindla (RIP) bogaty dzieciak z
katowickiego i bardzo wtedy elitarnego Brynowa, syn partyjnego dygnitarza
powiązanego z ówczesnym władcą Polski Edwardem Gierkiem.
W moim ukochanym Dzierżoniowie czy Bielawie gdzie
zaczynałem swoją deejayską karierę nie było deejayów ani osób które by się tym
interesowały. Ale to jednak tam w Dzierżoniowie i Bielawie były moje korzenie,
znajomi i znajomości - całe moje dzieciństwo i młodość i dlatego tam
wystartowałem do eliminacji Turnieju dla discjockeyów. Najpierw mój klub
„matka” czyli Dom Kultury zakładów „Bielaw” z Bielawy oraz mój mentor i sponsor
Pan Andrzej Janiszewski wystawili mi zaświadczenie stwierdzające, że od
kwietnia 1970 roku jestem prezenterem i gram u nich dyskoteki oraz muzyczne
prelekcje oparte na prezentacji płyt. Z tym zaświadczeniem popędziłem do mego
rodzimego Dzierżoniowa - do Powiatowego Domu Kultury aby to potwierdzić i
wysłać do Wojewódzkiego Domu Kultury we Wrocławiu. Ta ostatnia placówka
organizowała eliminacje wojewódzkie po których już tylko Turniej Ogólnopolski.
W Dzierżoniowie szefem Powiatowego Domu Kultury był
niejaki Czocher – pijaczyna i były SBek oraz zawzięty komucha – kreatura której
wszystko i wszyscy przeszkadzali. Nie chciał mi podpisać i wysłać zgłoszenia do
województwa. Uważał to wszystko za zdradę komunistycznych ideałów i postanowił
zablokować sprawę! Miałem jednak w tymże Powiatowym Domu Kultury fajnego i
uczciwego kolesia, który postanowił mi pomóc i podkradł (ryzykując ogromnie,
zważywszy kim w mieście był ów Czocher) swemu szefowi pieczęć – podczas gdy
ten był (jak zwykle) nawalony. Sfałszował jego podpis i w firmowej
kopercie wysłaliśmy zgłoszenie do Wrocławia. Mieliśmy pewność, że tępy komucha
Czocher nigdy na to nie wpadnie. Po jakimś czasie przyszło zaproszenie na
eliminacje wojewódzkie, województwa wrocławskiego, które miały się odbyć w
Miejskim Domu Kultury w Jeleniej Górze.
Był bardzo mroźny marzec roku 1973 kiedy z bijącym sercem
jechałem na te eliminacje. Kolesie z Górnego Śląska (Matuszek &
Jarząbek) przygotowali mi taśmę z muzyką, którą miałem prezentować / grać w
Jeleniej Górze. Pociąg z Rudy Śląskiej gdzie wtedy mieszkałem jechał do
Jeleniej Góry 7 godzin. Wsiadłem do tego pociągu na stacji Ruda Śląska -
Chebzie o 4.00 rano. W pociągu było zimno, pusto i nieprzyjemnie. Cieszyły mnie
jednak widoki za oknem. Południowe pasma gór, małe i malownicze miasteczka oraz
ich kolejowe stacyjki. Pomimo, że fascynowały mnie praca i pobyt na Górnym
Śląsku to jednak tęskniłem za Dzierżoniowem, w którym spędziłem całe swoje
dotychczasowe życie – życie które pomimo wielu złych momentów bardzo mi się
podobało.
Wreszcie tuż po południu dojechałem do Jeleniej Góry. Do
godziny 17.00 na którą były wyznaczone eliminacje miałem sporo czasu, ale w
tamtych latach w miastach takich jak Jelenia Góra nie było nic do roboty.
Szwędałem się po ulicach oglądając wystawy sklepowe na których prawie nic nie
było. Zajrzałem też do lokalnego baru mlecznego na tani ale obfity posiłek.
Wreszcie postanowiłem odnaleźć Miejski Dom Kultury. Okazało się, że jest
kilkadziesiąt minut pieszo od rynku, na peryferiach miasta w jakimś
fabrykanckim pałacyku odebranym właścicielowi po wojnie. W Domu Kultury czekał
już niezły tłumek gości czyli prezenterzy wraz osobami towarzyszącymi,
dziennikarze, działacze, szpiedzy z SB. Discjockeye i tacy którzy dopiero co
zapragnęli nimi zostać grali przeróżną muzykę i dokonywali przedziwnych
prezentacji. Był koleś który grał arie operowe i gadał o nich (raczej czytał
z kartek) po jakieś 15 minut o każdej. Był też koleś który grał radzieckie
marsze wojskowe oraz drugi taki co to grał tylko i wyłącznie hity Beatlesów.
Nikt jeszcze wtedy tak do końca nie wiedział co to ma być ta dyskoteka i ten
discjockey. Lepiej lub gorzej naśladowaliśmy programy radiowe i radiowych
discjockeyów bo to było jedyne co nam się kojarzyło z graniem muzyki z płyt. Po
północy skończyły się eliminacje i komisja kwalifikacyjna zabrała się do pracy.
Około 1.00 w nocy z zadymionego pokoiku wyszedł tłustawy
jegomość i jąkając się oraz przejęzyczając (mówił Pawel zamiast Pawul,
Bitelasów zamiast Bitlesów, itp.) zaczął ogłaszać wyniki – nazwiska
zwycięzców eliminacji. Pośród wyczytywanych nazwisk padło też moje. Komisja
zdecydowanie zaznaczyła, że koleś od Beatlesów i ten drugi od arii operowych to
bardzo dobrzy i dojrzali prezenterzy, a ja jadę na przylepkę, ponieważ grałem
bez idei przewodniej czyli jedynie takie tam, kawałki do tańca i było to zbyt
pro-zachodnie i amerykańskie i komisji wyraźnie zabrakło w tym wszystkim
dobrego polskiego przeboju. Jeden z granych wówczas przebojów zapamiętałem
szczególnie mocno (bo był rewelacyjny) – ‘scoripio’ – Dennis Coffey.
Inne hity, które zagrałem to ‘black night’ – Deep Purple, ‘ramble on’ - Led
Zeppelin, ‘get ready’ – Rare Earth, ‘down on the corner’ - Creadence Clearwater
Revival, ‘green eyed lady’ - Sugarloaf, ‘we're an american band’ - Grand Funk
Railroad, ‘sweet home alabama’ - Lynyrd Skynyrd, ‘crosstown traffic - Jimi
Hendrix, ‘born to be wild’ –
Steppenwolf, ‘all right now’ – Free (jeśli wszystko dobrze pamiętam po 40
latach i nie pomieszałem czegoś). Taka była wtedy muzyka do tańca.
Zupełnie inna od dzisiejszej była w tamtych czasach
muzyka dyskotekowa - dance. Na samym początku grało się to co aktualnie było
bardzo popularne: Led Zeppelin, Deep Purple, Budgie, Jimi Hendrix, Janis
Joplin, Black Sabbath, Ten Years After, Jethro Tull itp., mocne, bazujące na
bluesie hard rockowe płyty.
W połowie lat siedemdziesiątych pojawiła się w Europie tzw. brytyjska fala pop z takimi gwiazdami jak: Gary Glitter, Suzy Quatro, Smokie, Bay City Rollers, Status Quo itp. Docierała też muzyka z USA, rhythm & blues, soul, funk i funky. Wszystko to była muzyka popularna, ale nie specjalnie dyskotekowa. Dopiero w drugiej połowie lat siedemdziesiątych zaczęły pojawiać się typowe produkcje disco (muzyka taneczna). Na tej fali popularność zdobyli: Barry White, Sister Sledge, Bee Gees, Peter Brown, Earth Wind & Fire, Chic, KC & Sunshine Band, Isaac Hayes, Salsoul Orchestra, Donna Summer, i wielu, wielu innych. Deejaye byli wówczas podzieleni na dwie grupy: tych, którzy grali muzykę amerykańską, nagrywaną głównie przez czarnoskórych muzyków, oraz tych, którzy grali prościutkie, prymitywne europejskie piosneczki w stylu zwanym wówczas italo disco, który można porównać do dzisiejszego chłamu pod tytułem disco polo.
W połowie lat siedemdziesiątych pojawiła się w Europie tzw. brytyjska fala pop z takimi gwiazdami jak: Gary Glitter, Suzy Quatro, Smokie, Bay City Rollers, Status Quo itp. Docierała też muzyka z USA, rhythm & blues, soul, funk i funky. Wszystko to była muzyka popularna, ale nie specjalnie dyskotekowa. Dopiero w drugiej połowie lat siedemdziesiątych zaczęły pojawiać się typowe produkcje disco (muzyka taneczna). Na tej fali popularność zdobyli: Barry White, Sister Sledge, Bee Gees, Peter Brown, Earth Wind & Fire, Chic, KC & Sunshine Band, Isaac Hayes, Salsoul Orchestra, Donna Summer, i wielu, wielu innych. Deejaye byli wówczas podzieleni na dwie grupy: tych, którzy grali muzykę amerykańską, nagrywaną głównie przez czarnoskórych muzyków, oraz tych, którzy grali prościutkie, prymitywne europejskie piosneczki w stylu zwanym wówczas italo disco, który można porównać do dzisiejszego chłamu pod tytułem disco polo.
Eliminacje zakończyły się około 2.00 w nocy i nie
pozostawało już nic innego jak tylko udać się w drogę powrotną na Jeleniogórski
dworzec kolejowy. Pociąg miałem dopiero rano, a zatem kroiło się kilkugodzinne
siedzenie na zimnym dworcu. Nic to – byłem szczęśliwy, że mam za sobą te
tragikomiczne eliminacje i że przeszedłem dalej. Wierzyłem, że na turnieju
będzie inaczej i lepiej. Zimny dworzec nie robił na mnie wrażenia. Usiadłem na
drewnianej ławie, zamknąłem oczy i marzyłem. Głowę miałem gorącą od marzeń –
marzyłem o dobrym występie, układałem sobie teksty zapowiedzi do nagrań,
marzyłem o wygranej, o sławie, kasie i tuzinie pięknych lasek. Miałem 21 lat i
takie miałem wtedy marzenia.
W październiku 1973 roku niemal pół setki polskich
deejayów podążało z różnych miast i miasteczek do Wrocławia. Wszyscy z
nadziejami na sukces i kawałek normalności, na progres w karierze i takie tam.
Pierwszy Ogólnopolski Turniej Prezenterów Dyskotekowych odbywał się w małej i
ciasnej, zastępczej siedzibie klubu studenckiego ‘Pałacyk’ – nieopodal rynku.
Główny organizator Franciszek Walicki, guru polskiego rocka, zasiadł pomiędzy
zebranymi i odczytywał listę uczestników turnieju wręczając jednocześnie karty
wstępu do klubu, do hotelu oraz na studencką stołówkę. Następnie poinformował
wszystkich - o zasadach turnieju. Zasada która niemal powaliła mnie na kolana
to ta, że nie wolno grać imprezy z taśmy magnetofonowej tylko z oryginalnych
płyt. Mało kto w tamtych czasach posiadał zagraniczne płyty. Wszyscy prawie
graliśmy z taśm magnetofonowych z tzw. ‘szpul’. Miałem zatem problem. Za dwa
dni mój występ w eliminacjach do finału, a ja nie miałem ani jednej płyty tylko
skrzętnie chowaną ze wstydem szpulową taśmę nagraną na licencyjnym magnetofonie
Grundig przez mego śląskiego kolesia i deejaya Andrzeja Matuszka. Problem był
tym większy, że nikogo nie znałem w tym tłumie prezenterów, a poza tym wszyscy
byli dla siebie konkurentami.
Ten pierwszy wieczór był jedynie organizacyjnym (turniej
miał trwać cały tydzień). Po tym pierwszym spotkaniu pojechaliśmy zimnym
tramwajem w okolice tzw. stadionu olimpijskiego we Wrocławiu - zbudowanego
jeszcze przez Niemców w czasach kiedy Wrocław był niemiecki i nazywał się
Breslau. Przy stadionie znajdowało się wiele budowli – między innymi hotel
olimpijski. Jego standard może i był cacy na rok 1935-39, ale nie na rok 1973.
Pokoje wieloosobowe, klopy i prysznice zbiorowe – no żywcem z kultury
prusacko-szwabskiej. W sumie było to wszystko w opłakanym stanie, zimne i
poniszczone. Nic to – ja miałem inne zmartwienie. Znaleźć prezenterów z
płytami, zaprzyjaźnić się z nimi i pożyczyć płyty do zagrania mego pierwszego
bloku turniejowego. Od pierwszego dnia zaprzyjaźniłem się z dwoma kolesiami,
którzy byli otwarci, mili i tak samo jak ja gadatliwi (cecha prawdziwych
discjockeyów). Byli to Darek Śmietański z Warszawy i Robert Mazur z
Bydgoszczy. Nie było trzeba zbyt dużo czasu aby im wyłuszczyć mój problem i
spytać czy pomogą. Pomogli bez problemu. Oczywiście od razu pokazali płyty
które mogę dostać, a których nigdy w życiu nie dostanę, ponieważ oni będą z
nich grać. Dla mnie było to jak to przysłowiowe „uchwycenie Pana Boga za
stopy”. Każda pożyczona płyta była dla mnie skarbem nie do przecenienia. Tego
dnia zasypiałem z szerokim uśmiechem na twarzy, głowę znowu miałem gorącą od
marzeń.
Nazajutrz ja i moi nowi kolesie Darek i Robert –
pojechaliśmy do centrum Wrocławia na śniadanie w studenckiej stołówce oraz na
próby w klubie. Mieliśmy po parę groszy w kieszeni i odliczaliśmy skrzętnie co
kupować aby starczyło na jak najdłużej. Byli jednak kolesie tak biedni, że kasa
wykończyła im się już po dwóch dniach. Nie było zatem innego wyjścia jak tylko
zrzutka aby kupić im śniadania, obiady i kolacje co spowodowało, że zapasy
gotówki moje i moich nowych kolesi skończyły się około czwartku – a koniec
imprezy zapowiadał się na sobotę. W międzyczasie spotkałem jeszcze dobrego
znajomego z Bielawy i Dzierżoniowa Jorgosa Skoliasa zdolnego wokalistę
dzierżoniowskiej blues-rock kapeli – później bardzo znanego i wysoko cenionego
wokalistę jazzowego. Jorgos bywał wówczas często we Wrocławiu próbując robić
„karierę” w studenckich kapelach.
Wtedy jednak był takim samym biedakiem jak my wszyscy.
Pamiętam jak na obiad kupiłem sobie i jemu po kawałku kiełbasy i po bułce w
budce z piwem – na piwo już mnie nie było stać. Na półce obok budki stały
darmowe musztarda i przecier pomidorowy. Nakładliśmy sobie tej musztardy i
przecieru co nie miara i śmialiśmy się, że wszystko to razem powinno nas
nakarmić tak aby wystarczyło do następnego obiadu, następnego dnia. Następnego
dnia jednak Jorgosa już nie było. Może wrócił do domu ? Pojawił się jednak mój
koleś ze Śląska Andrzej Matuszek. Załatwiłem mu tzw. służbową wejściówkę do
klubu jako, że każdy uczestnik turnieju miał prawo do wejścia wraz z osobą
towarzyszącą. W zamian Andy pożyczył mi trochę kasy bo w tamtych czasach jego
„tajne” biznesy stawiały go w rzędzie tych młodych ludzi, którzy zawsze mieli przy
sobie parę groszy. Ta kasa na tanie żarełko w studenckiej stołówce była
niezwykle ważna, aby gdzieś nie zemdleć w wycieńczenia – no bo ile można
głodować ?
Nadszedł dzień mego występu. Próba na konsolecie Dynacord
ograniczała się do obejrzenia konsolety i wysłuchania wskazówek jej
właściciela. Bałem się tego, bo przecież nigdy na czymś takim nie grałem. Przede mną grali kolesie, których już znałem
Józek Sochowski i Jurek Kindla reprezentujący województwo Śląskie jako duet
prezenterów oraz koleś z programem o Beatlesach znany mi z eliminacji w
Jeleniej Górze. Zapamiętałem też z tego dnia Maćka Dobrskiego z Warszawy, który
wjechał do małego, ciasnego i zatłoczonego klubu na Harleyu. Przerwało to
ciągłość imprezy na kilka minut zanim ten Harley odpalił, wjechał i narobił
smrodu co niemiara. Dobrski zawsze był porąbany – zarówno wtedy jak i potem ...
Wreszcie wyczytano moje nazwisko. Byłem już specjalnie
przebrany i przygotowany do akcji. Pierwszą płytę jaką zagrałem to był singiel
O’Jays – ‘back stabbers’ – potem już nic nie pamiętam – byłem jakby w
transie. Miałem wtedy taki styl, że
poruszając się dość energicznie w rytm muzyki zmieniałem na szybko ciuszki w
trakcie występu co wywoływało ździebko aplauzu u publiki. Po mnie występowali
ludzie z Warszawy Eddie i Jacek Olechowski oraz mocarze z Wybrzeża Włodek
Preyss i Benek Patocki. Eddiego zapamiętałem bo zachowywał się na konsoli
podobnie do mnie – tyle że on jeszcze podśpiewywał, a ja tego nigdy nie
robiłem. Olechowski zagrał dość składnie i dlatego także go zapamiętałem. Poza
tym był to gostek, który wskoczył na konsolę i jako pierwszy pogratulował mi
występu jeszcze w trakcie jego trwania – co było niezłym / ciekawym w sumie
elementem rozrywkowym i wywołało aplauz publiki.
Włodek i Benek zagrali przede wszystkim przepiękne płyty
– ówczesne marzenie każdego prezentera. Zapamiętałem dwie z nich: ‘cisco kid’ –
War i ‘jungle boogie’ – Kool & Gang. Benek grał spokojnie i koncentrował
się na granej muzyce. Włodek natomiast przebierał się tak samo jak ja w różne
stroje tyle, że jego stroje były o wiele kosztowniejsze i lepsze. Zapamiętałem
np. jak założył hełm amerykańskiego żołnierza (skąd on to wykopał w czasach
głębokiej komuny??) przy okazji jak w komentarzu do nagrania powiedział coś
przeciwko toczonej w tamtych czasach paskudnej wojnie USA w Wietnamie. Wrażenie
zrobiły na mnie także występy moich turniejowych kolesi Darka Śmietańskiego i
Roberta Mazura.
Następnego dnia szef turnieju Franciszek Walicki w
towarzystwie Jury: Marka Gaszyńskiego, Piotra Kaczkowskiego, Wojciecha
Cejrowskiego z PSJ (Polskie Stowarzyszenie Jazzowe) ogłosili kto dostał
się do finału. Wyczytywali nazwiska: Preyss, Patocki, Olechowski, Eddie,
Śmietański, Mazur, Pawul – i w tym momencie puls podskoczył mi chyba do 200 !
Boże mój – to ja biedny chłopaczek z Dzierżoniowa i Śląska, któremu z łaski
pozwolono wystąpić na turnieju pomimo iż „grałem bez idei przewodniej czyli
jedynie hity do tańca i było to zbyt pro-zachodnie i amerykańskie i bez
polskich przebojów” – chłopaczek wygłodzony, zmarznięty, zmęczony, niepoprawny
marzyciel – teraz razem z najlepszymi deejayami w Polsce – WOW !!
Walicki dalej wyczytywał nazwiska, ale ja już nic nie
słyszałem bo wpadłem w jakiś obezwładniający amok. Przed oczami stanęły mi moje
początki, podjęte w bólu trudne decyzje, spory z mamą o moją przyszłość, nocne
nasłuchiwanie Radia Luxemburg, wyczytywanie wszystkiego co było tylko dostępne
o nowoczesnej muzyce wreszcie godziny przemyśleń i ćwiczeń. Udało się, jestem
pośród najlepszych !
Walicki skończył wyczytywać nazwiska i zaprosił szesnastu
finalistów do piwniczki pod klubem na rozmowę i omówienie wszystkich występów.
Ta piwniczka to było to małe i ciasne biuro kierownika klubu ‘Pałacyk’.
Zasiedliśmy gdzie się dało, a naprzeciwko nas oni - znawcy i spece z jury. No i
zaczęło się. Fachmani pouczali nas co było dobrze, a co źle. Każdemu przypięli
jakąś łatkę. Mnie Walicki powiedział, „że grałem fajnie, żywo i ciekawie + to
przebieranie i moje ruchy w rytm muzyki i że zrobiło to wszystko pozytywne
wrażenie, ALE(!) – komentarz, styl mówienia do mikrofonu jest zbyt upodobniony
do discjockeyów z Radia Luxemburg i że jak chcę być nadal prezenterem i może
zdobyć szersze uznanie w kraju to muszę to koniecznie zmienić”.
Jezu(!) - większej bzdury w 1973 roku do młodych polskich
deejayów nie można już było powiedzieć. Wtedy to Walicki stracił w moich oczach
cały swój autorytet.
A kogo miałem naśladować, traktować jako wzorzec jak nie
najlepszych na świecie czyli deejayów Radia Luxembourg ?? Moimi guru zawodu
deejaya byli i są do dziś: Alan Freeman, Tony Prince, Emperor Rosko, Tony
Blackburn, Dave Cash, Mark Wesley, Dave Christian, Bob Stewart, Dave 'kid'
Jensen, Tony Hadland.
Byłem znany z szybkiego i wyraźnego zapowiadania nagrań,
dość dobrze wytrenowanym / nisko ustawionym głosem – na podobieństwo deejayów z
Radio Luxemburg - jak też z częstego przebierania się w czasie granego programu
oraz przemyślnego hippie tańca za konsoletą …
No kogo miałem naśladować, traktować jako wzorzec
zawodowy ??
* Walickiego może - Boże daruj przypadkowego deejaya,
któremu już nie szło w muzyce rockowej to się przenicował na nowy zawód
* czy innych przypadkowych i nie nadających się żadną
miarą do tej profesji: Jerzy Kosela, który się rozstał z Czerwonymi Gitarami,
jego laska Jana Kras czy fotograf Marek Karewicz oraz wielu im podobnych ?
* może Witolda Pogranicznego z Polskiego Radia, który
niemiłosiernie seplenił, a jednak trzymali go w Radio dla jakiegoś powodu ?
* Romana Waschko, który jawił mi się jedynie jako
handlarz płytami wyłudzanymi z zagranicznych firm płytowych podczas gdy
atakował w prasie za to samo innych – chcąc zlikwidować konkurencję ? Po latach
okazało się, że ów Waschko był szpiegiem i agentem tajnej komunistycznej
milicji politycznej zwanej SB.
* Dariusza Michalskiego, Krzysztofa Szewczyka ?
* Piotra Kaczkowskiego, który właśnie naśladował na maxa
i najlepiej w Polsce tych z Radia Luxembourg ?
No kogo miałem uważać za autorytet i wzór do naśladowania
? W Polsce nie było wtedy dyskotek i deejayów - byliśmy pierwsi i równi sobie
!!
Oczywiście nie odezwałem się wtedy w październiku 1973
roku ani słowem na brednie Walickiego bo miałem jeszcze nadzieję na zajęcie
dobrego miejsca po pokazach finałowych.
Z turnieju odpadli reprezentanci Górnego Śląska Józek
Sochowski i Jurek Kindla. Zapytałem ich zatem podstępnie i przemyślnie czy nie
pożyczyli by mi dobrych singli na zagranie finałowego pokazu – skoro faktycznie
jestem teraz jedynym prezenterem mieszkającym na Górnym Śląsku, który znalazł
się w finale. Sochowski coś tam bleblał i wykręcał się, ale Kindla ochoczo
otworzył kuferek z singlami ze słowami – „wybieraj …” Ta otwartość i dobre
usposobienie Jurka pozwoliły potem na naszą dłuższą i bliższą przyjaźń oraz
zawodową współpracę. Wybrałem zatem 6-7 singli, zagrałem i czekałem na końcowe
wyniki.
W sobotę rano przyjechała moja dziewczyna z Bielawy –
Krysia Trzepióra, którą zwałem z czeska – “Krysiaczek milaczek”. Jak ją
zobaczyłem na dworcu wysiadającą z autobusu to niemal się wywróciłem z
wrażenia. Wygląd miała odjazdowy na maxa. Nie dość, że była właścicielką
obłędnej figury to jeszcze ubrała się na ten dzień w niezwykle obcisłe, zmyślne
i sexowne ciuszki. Jej mini ukazujące pięknie uformowane uda powodowało niezłe
zamieszanie dookoła. Mini zakrywało tylko i dokładnie tylko - to co musiało
zakrywać w miejscu publicznym, a cała reszta jaśniała, biła sexem - rażąc
niektórych albo magnetycznie przyciągając spojrzenia innych. Wrocławskie ulice
z marca roku 1973 były, jak wszystkie ulice w Polsce, szare, nudne i byle jakie.
Krysiaczek robił na takim tle piorunujące wrażenie. Była kolorowa, świetnie
ubrana i super sexowna ! Dumny byłem idąc koło takiej piękności i wiedząc, że
to moja piękność.
Trzy godziny przed imprezą, przy wejściu do klubu stał
już ogromny tłum. Z trudem przebiliśmy się przez ludzką masę przy wydatnej
pomocy bramkarzy, którzy krzyczeli z daleka – „miejsce dla najlepszego
prezentera !!”. Wiedzieli, że świetnie zagrałem swoje sety i że jestem teraz
jedynym reprezentantem województwa wrocławskiego i ich miasta Wrocławia. Przy
wejściu zatrzymał mnie jeszcze juror Wojciech Cejrowski z PSJ. Przedstawił mi
swego kolegę z Niemiec i stanowczo zażądał przedstawienia sobie „pięknej lady
która jest ze mną”. Cejrowski i jego kolega gratulowali mi talentu, umiejętności
i wysokiego poziomu. Pocieszali żeby nie brać do siebie słów Walickiego, który
z podobieństwa mego stylu do discjockeyów Radia Luxemburg zrobił mi zarzut.
„Franek zawsze tak pierdzieli” mówił Cejrowski – „on jest po prostu zazdrosny i
mało reformowalny”. Panowie wzięli mój adres zapewniając mnie, że jestem tak
dobry iż (za ich przyczyną) pojadę niebawem w trasę po dyskotekach
Europy zaczynając od Niemiec. Ktoś obok poprosił mnie o autograf. Przez chwilkę
poczułem się jak prawdziwa gwiazda. Fajne uczucie !
Klub tego wieczoru był wypełniony do granic możliwości.
Brakowało miejsca do siedzenia, ba nawet do stania, a o swobodnym tańczeniu nie
było mowy. Zdawało się nawet, że brakuje powietrza do oddychania. Krysiaczka
musiała siedzieć na moich kolanach.
Walicki zaczął wyczytywać nazwiska prezenterów którzy
zdobyli trzy pierwsze nagrodzone miejsca. Wygrał Włodek Preyss, drugi był Benek
Patocki a trzeci Jacek Olechowski. Mnie podobno (jak mi potem mówił członek
jury Wojciech Cejrowski) sklasyfikowano na 4 miejscu. Były kłótnie w Jury kto
ma być trzeci ja czy Olechowski. Przegłosowano jednak moich zwolenników i
wypadłem poza pierwszą trójkę. Zwycięzcy odbierali nagrody i gratulacje, a
Walicki czytał dalej nazwiska finalistów, którzy odbierali dyplomy i nagrody pocieszenia.
Kiedy wyczytał moje nazwisko – nie wstałem i nie poszedłem na scenę –
zignorowałem to. Krysiaczka mnie wypychała – “idź, no idź – wołają cię” mówiła.
Walicki to widział i słyszał bo siedziałem nieopodal sceny. Patrzył na mnie
przez chwilkę zadziwiony po czym kontynuował wyczytywanie kolejnych nazwisk.
Potem zwycięzcy grali swoje pokazowe sety, a prezenterzy
z wolna zaczynali się pakować i wychodzić. Następnego dnia rano odprowadziłem
Krysiaka na autobus. Bardzo ciężko było nam się rozstawać – oboje mieliśmy
wilgotne oczy. Kiedy autobus zniknął w oddali - wróciłem do kolesi ze Śląska, z
którymi mieliśmy przed-południowy pociąg do domu. W pociągu musiałem iść do
konduktora i prosić go aby mi wypisał karny bilet bo nie miałem już kasy na
powrót. Było to niezwykle poniżające. Konduktor groził że wysadzi mnie na
najbliższej stacji. W końcu dał się uprosić i pozostawił mnie w pociągu. Kiedy
dojechałem do domu to pamiętam tylko, że zjadłem talerz smakowitych
kapuściano-mięsno-ryżowych gołąbków naduszonych przez moją mamę i poszedłem
spać. Spałem dwa i pół dnia, a mama tylko sprawdzała zatrwożona czy oddycham.
Wydawało jej się niepokojące, że tak długo i głęboko śpię. No tak, ale mama nie
wiedziała co ja przez ten ostatni tydzień przeżyłem. Przez długi czas wydawało
mi się, że były to najpiękniejsze dni mego życia.
Późniejsze lata nie były już takie radosne. Dyskotekami i
deejayami zainteresowały się władze PRL i przenicowały je na swoją komuszą
modłę.
Zakazane wspomnienia czyli odginanie "prawdy"
weryfikacje deejayów w PRL czyli max zwyrodniała zdrada
podstawowych idei dyskotekowych i deejayskich
Max
negatywne i sławetne "weryfikacje dla prezenterów dyskotekowych" w
Polsce były tym samym czym dla prasy, literatury czy filmu była CENZURA ! Kilku
ćwoków decydowało co cacy a co be. Nic bardziej chorego. Tym osławionym
"weryfikacjom" podlegał już wcześniej świat rocka zwany z polsko -
angielska big - beatem. Nie jeden dobry rock 'n' rollowy muzyk polski (tak
samo jak później deejaye) był prześladowany i uwalany na każdym kroku (np.
Czesław Niemen był oblewany trzy razy na egzaminach, aż w końcu on to olał).
Idea
była znana, jej działanie też, a zatem skierowanie dyskotek i deejayów w te
same koleiny było działaniem świadomym. Wyrządziło to dużo szkód jak wszędzie
gdzie zastosowano kontrolę i sterowanie odgórne / centralne. Dzisiaj nikomu
światłemu nie trzeba specjalnie długo tłumaczyć szkodliwości tych
zbankrutowanych i skompromitowanych zasad funkcjonowania PRL.
Bigbitowy
“guru”, niejaki Franciszek Walicki (znay też jako DJ Walicki albo DJ Franek
- - - >> autor specjalnego raportu o
polskich dyskotekach i deejayach dla władz PRL) brał w tym ochoczo udział nie mając
pewnie świadomości, że tak marnie skończy komuna i jego paskudne
"weryfikacje", "komisje", "krajowe rady" i temu
podobne zwyrodniałe wynaturzenia nakierowane przeciwko polskim discjockeyom.
Dzisiaj chciałoby się wyjść na czysto z tego bagna i błota, którego się
narobiło - niestety nie da się ponieważ są ludzie, którzy to pamiętają, którzy
przez takich jak Walicki i jemu podobni cierpieli i byli poniewierani.
Stworzona przez Walickiego podstępnie "komisja weryfikacyjna" tzw. Ministerstwa Kultury i Sztuki chcąca sprawdzić inteligencję i wiedzę zawodową deejayów zadawała idiotyczne pytania, kosmicznie odległe od profesji dyskotekowego deejaya. Ci, którzy "weryfikowali" najczęściej mieli mniej wiedzy (lub nie mieli jej wcale) od "weryfikowanych". Do takich absurdów doprowadzono. Pytania były idiotyczne ponieważ członkowie "komisji" pytali o to na czym się znali, a znali się na wielu rzeczach tylko nie na dyskotekach i zawodzie deejaya! Kolejnym absurdem było "weryfikowanie" tych, którzy dopiero co wygrali lub znaleźli się w finałach Ogólnopolskich Turniejów Prezenterów Dyskotekowych. Znaczyło to bowiem, że nie byli to dobrzy deejaye, pomimo sukcesów zawodowych, lecz tylko jakieś przybłędy, które pseudo fachowcy muszą czym prędzej poddać swoim ocenom.
Myślę sobie, że istniała bardzo dobra forma kształtowania grupy profesjonalnych deejayów poprzez Turnieje Ogólnopolskie. Ale to była prosta, uczciwa i korzystna dla deejayów, dyskotek i publiczności metoda. Taka metoda jednak nie stwarzała aż tak wielkich możliwości manipulacji i ingerencji w nasze sprawy jak ministerialne "weryfikacje". Władzy, którą reprezentował ówczesny minister Kultury i Sztuki niejaki Józef Tejchma, chodziło właśnie oto by kontrolować i sterować centralnie wszystkimi dyskotekami i deejayami. "komisja weryfikacyjna" to tylko jedna z brudnych komunistycznych form utrącania wolnego / niekontrolowanego rozwoju dyskotek i deejayów.
Stworzona przez Walickiego podstępnie "komisja weryfikacyjna" tzw. Ministerstwa Kultury i Sztuki chcąca sprawdzić inteligencję i wiedzę zawodową deejayów zadawała idiotyczne pytania, kosmicznie odległe od profesji dyskotekowego deejaya. Ci, którzy "weryfikowali" najczęściej mieli mniej wiedzy (lub nie mieli jej wcale) od "weryfikowanych". Do takich absurdów doprowadzono. Pytania były idiotyczne ponieważ członkowie "komisji" pytali o to na czym się znali, a znali się na wielu rzeczach tylko nie na dyskotekach i zawodzie deejaya! Kolejnym absurdem było "weryfikowanie" tych, którzy dopiero co wygrali lub znaleźli się w finałach Ogólnopolskich Turniejów Prezenterów Dyskotekowych. Znaczyło to bowiem, że nie byli to dobrzy deejaye, pomimo sukcesów zawodowych, lecz tylko jakieś przybłędy, które pseudo fachowcy muszą czym prędzej poddać swoim ocenom.
Myślę sobie, że istniała bardzo dobra forma kształtowania grupy profesjonalnych deejayów poprzez Turnieje Ogólnopolskie. Ale to była prosta, uczciwa i korzystna dla deejayów, dyskotek i publiczności metoda. Taka metoda jednak nie stwarzała aż tak wielkich możliwości manipulacji i ingerencji w nasze sprawy jak ministerialne "weryfikacje". Władzy, którą reprezentował ówczesny minister Kultury i Sztuki niejaki Józef Tejchma, chodziło właśnie oto by kontrolować i sterować centralnie wszystkimi dyskotekami i deejayami. "komisja weryfikacyjna" to tylko jedna z brudnych komunistycznych form utrącania wolnego / niekontrolowanego rozwoju dyskotek i deejayów.
WERYFIKACYJNA PATOLOGIA
Ciekawostką
z tamtych czasów było zachowanie pewnej kliki / układu paru osób z tzw.
warsiawkowego świecznika, a mianowicie przyznawanie sobie bez jakiegokolwiek weryfikowania najwyższej klasy
czyli kategorii - 'S' i 'A' – uprawniającej do pobierania (za granie przez kilka godzin w dyskotece)
zapłaty większej niźli najwyższe miesięczne pensje w ówczesnej PRL Polsce. Rozdali sami sobie weryfikacje / kategorie za darmochę
- po znajomości(?), po kumotersku(?), pod stołem. No słowem patologia na maxa
już u zarania dziejów polskich dyskotek !!
DJ
Walicki - "urządził" dyskoteki i deejaystwo według swojego widzimisię
- pod siebie i swoich kolesi - chciał zagarnąć "nowe koryto" i z
urzędu zlikwidować konkurencję. Udało mu się to na kilka lat, po czym cały ten
domek z kart upadł pozostawiając po sobie jeno spustoszenie ...
OTO LISTA PIERWSZYCH POLSKICH DEEJAYÓW, KTÓRZY W LATACH -
1974 I 1975 - DALI SIĘ "ZWERYFIKOWAĆ" KOMUCHOM CZYLI POSZLI NA
SWOISTĄ WSPÓŁPRACĘ Z NIMI, BO NIE STAWIALI (jak Pan Wałęsa i jego Solidarność,
itp. odważni Polacy) ŻADNEGO OPORU KOMUSZEMU SYSTEMOWI - W TYM WYPADKU OWYM
PODSTĘPNYM, OHYDNYM "WERYFIKACJOM" - NIE ZIGNOROWALI TYCH
"WERYFIKACJI", CHOĆ PRZECIEŻ MOGLI - TAK JAK ZROBIŁO TO PARU INNYCH
POLSKICH DEEJAYÓW, A W KAŻDYM RAZIE JEDEN Z NICH :-)))
pierwszy raz w historii publikowana w Sztandarze Młodych
przez Romana Waschko (agenta SB)
lista tzw. “zweryfikowanych” prezenterów dyskotek w
Polsce
z 1 kwietnia 1975 roku.
72 prezenterów.
KATEGORIA ‘S’ (14)
Jacek Bromski, Marek Gaszyński,
Piotr Kaczkowski, Marek Karewicz, Andrzej Karwan, Jerzy Kosela, Jana Kras,
Andrzej Marzec, Zbigniew Niemczycki, Elżbieta Piotrowska, Witold Pograniczny, Andrzej
Staszewski, Krzysztof Szewczyk, Franciszek Walicki
KATEGORIA ‘A’ (14)
Jerzy Błeszyński, Bogdan
Bogiel, Jan Chojnacki, Stanisław Danielewicz, Maciej Dobrski, Wojciech
Gąssowski, Roger Gregorowicz, Adam Halber, Zdzisław Hoffman, Jerzy Janiszewski,
Bogdan Konikowski, Paweł Koper, Kaba Riate, Andrzej Zaunar
KATEGORIA ‘B’ (26)
Wojciech Biernatowski, Tadeusz
Ender, Danuta Herzyk, Bogdan Fabiański, Marcin Jacobson, Piotr Kobyłecki,
Tomasz Krawczyński, Krzysztof Kryszak, Piotr Kukliński, Zbigniew Lewandowski,
Krzysztof Marzec, Jacek Olechowski, Wojciech Pawłowski, Andrzej Pluciński,
Włodzimierz Preys, Krzysztof Simm, Jan Sokołowski, Tadeusz Stolarczyk, Tadeusz
Sztop, Wiktor M. Taras, Wojciech Teska, Wojciech Wardyński, Bogdan Wojnar,
Zbigniew Wysocki, Tomasz Zieleniewski, Ryszard Żółkiewicz
PRAWO WSPÓŁPRACY (18)
Zbigniew Banach, Joanna
Bańburska, Krzysztof Białek, Krzysztof Delos, Marek Grynkiewicz, Ryszard
Radzewicz, Andrzej Haponiuk, Zdzisław Karpiński, Henryk Kowalski, Marek
Kowalski, Marek Kwaśnicki, Piotr Kwiecień, Marek Lachowicz, Jerzy Olesiński,
Bernard Patocki, Wiktor Świtoniak, Kazimierz Wlekły, Michał Żmigrodzki
_______________________________________
Kaba
Riate nawet nie mówił po polsku, a dostał polskie weryfikacje kategorii ‘A’ - ?!
Były
też i inne organizacje: "krajowa rada prezenterów dyskotek (KRPD)",
która za cel stawiała sobie:
„podnoszenie u prezenterów poziomu zaangażowania ideowo-politycznego oraz
stałego dokształcania ideologicznego na specjalnych konferencjach i
seminariach”
- -
>> sterowana przez niejakiego Adama Halbera, z którym ja akurat miałem
poważne starcie. Halber oszkalował mnie swego czasu w komunistycznym szmatławcu
z Krakowa STUDENT. Pozwałem nawet Halbera do sądu, ale okazało się (jak to w
komunie), że sprawę będę toczył z wszechmocnym komunistycznym koncernem RSW
Prasa Ruch i tabunami ich prawników. Komuchy umiały chronić swoich, prawo było
ich, wszystko uchodziło im bezkarnie, nawet bezpodstawne szkalowanie deejaya na
cały kraj. Taki jak ja samotny discjockey nie miał szans i musiał pozew
wycofać. W komunie zarówno Franciszek Walicki, Adam Halber czy wieloletni szef
"komisji weryfikacyjnej" Andrzej Kondratowicz (też nie wiedzieć
czemu, bo nigdy nie był deejayem ani też nie znał się na dyskotekach, bo niby
skąd ?) - autor tekstów piosenek lansowanych przez komunistyczne media jako
jedynie właściwe - to były święte i nietykalne krowy. Dopiero dzisiaj po wielu
latach można ujawnić publicznie krzywdy jakie czynili ci ludzie polskim
deejayom.
KRPD to była organizacją, której celem było polityczne
wykorzystanie dyskotek i deejayów do szerzenia komunizmu, socjalizmu i czy
czego tam jeszcze. Organizacja ta służyła głównie kontrolowaniu wolnych wówczas
deejayów i prześladowaniu niepokornych.
KRPD – komunistyczna organizacja (innych w PRL nie było) - jej twórcy i władze:
- pomysłodawcy i twórcy:
Franciszek Walicki i Roman Waschko (agent tajnej
milicji politycznej PRL - SB)
Marek Gaszyński - pierwszy szef 1974
Zbigniew Niemczycki – szef po Gaszyńskim
Adam Halber – szef po Niemczyckim
Marek Lachowicz – członek zarządu
Andrzej Karwan – społeczny inspektor pracy
Bogdan Konikowski
Maciej Dobrski – delegat na zjazd
Romuald Laskowski – sekretarz komisji rewizyjnej
Zbigniew Wysocki
współpracownicy i kolesie:
Ryszard
Adamus, Waldemar Błazucki, Krzysztof Białek, Dariusz Chybowski, Tadeusz Ender,
Bogdan Fabiański, Ryszard Radzewicz, Krzysztof Lasecki, Aleksander Łodygowski,
Janusz Kasprowicz, Krzysztof Kryszak,Tadeusz Redas, Marek Słowikowski, Jolanta
Sztop, Tadeusz Sztop, Maciej Taras.
(nazwiska zacytowane ze starych dokumentów KRPD)
Franciszek Walicki - “ojciec” polskich dyskotek i deejayów
... mając takiego ojca – wolałem zostać deejayską sierotą ...
Nie rozumiałem co Walicki tzw. ojciec polskiego rocka robił w dyskotece. Dla milionów młodych Polaków był GURU od big - beatu !!! Nagły, samobójczy skok Walickiego z big - beatowego TOPU do dyskoteki zadziwił pewnie nie jednego. To tak jakby Panowie Czesław Niemen czy Tadeusz Nalepa nagle zaczęli puszczać płyty w dyskotekach. Chociaż muszę przyznać , że spotkałem jednego znanego muzyka z wieśniackiej grupy No To Co - Jerzego Grunwalda puszczającego płyty w znanej katowickiej dyskotece "Melodia". Tragikomiczne było to zjawisko.
Niepotrzebnie
Franciszek Walicki ubabrał sobie biografię tymi dyskotekami. Zostało to
stworzone i od początku należało do innych ludzi. Podłączenie się Walickiego do
rodzącego się zjawiska = dyskoteka = było tak samo śmieszne i bulwersujące
zarazem jak na przykład dzisiaj byłoby to gdybym ja ufarbował sobie głowę na
zielono, przyczepił kolczyk do nosa, zacisnął w zębach gwizdek, założył
pomarańczowe spodnie i okulary słoneczne na czubek głowy po to aby udawać
deejaya w stylu techno.
Franciszek Walicki przyznaje się po latach (maile do mnie) dobrowolnie, że doprowadził, wraz z ówczesnym ministrem tzw. Kultury i Sztuki (wspomnianym wcześniej Tejchmą) do powołania "komisji weryfikacyjnej dla prezenterów dyskotekowych" (PRZYPOMNĘ - JEDYNEJ TAKIEJ NA CAŁYM ŚWIECIE !). "Komisja" owa powstała - jak napisał gdzieś Walicki po to by ustrzec polskie dyskoteki przed zagładą, a zgładzić je mieli niezależni i wolni deejaye tacy jak ja i setki mi podobnych. Walicki uznał siebie za wyrocznię boską od spraw dyskotek i wykonał wraz z kolesiami ogromną zdradę. Dzisiaj po latach wiemy już, że dyskoteki uległy całkowitej zagładzie (w stosunku do początku lat '70) po jakichś dziesięciu latach "działalności": "komisji weryfikacyjnej dla prezenterów", "krajowej rady prezenterów" oraz ich "kursów" po, których delikwent wychodził 100 % głupszy niż był przed owym "kursem".
Franciszek Walicki przyznaje się po latach (maile do mnie) dobrowolnie, że doprowadził, wraz z ówczesnym ministrem tzw. Kultury i Sztuki (wspomnianym wcześniej Tejchmą) do powołania "komisji weryfikacyjnej dla prezenterów dyskotekowych" (PRZYPOMNĘ - JEDYNEJ TAKIEJ NA CAŁYM ŚWIECIE !). "Komisja" owa powstała - jak napisał gdzieś Walicki po to by ustrzec polskie dyskoteki przed zagładą, a zgładzić je mieli niezależni i wolni deejaye tacy jak ja i setki mi podobnych. Walicki uznał siebie za wyrocznię boską od spraw dyskotek i wykonał wraz z kolesiami ogromną zdradę. Dzisiaj po latach wiemy już, że dyskoteki uległy całkowitej zagładzie (w stosunku do początku lat '70) po jakichś dziesięciu latach "działalności": "komisji weryfikacyjnej dla prezenterów", "krajowej rady prezenterów" oraz ich "kursów" po, których delikwent wychodził 100 % głupszy niż był przed owym "kursem".
Chwalił się także Walicki na
łamach prasy, że jego i kolesiów zamiarem było wyeliminowanie z dyskotek osób o
zerowej inteligencji (?!) i chałturników. Walicki i jego klika nie tylko, że
nie wyeliminowali osób o "zerowej inteligencji" oraz chałturników,
ale właśnie takimi zasypali polskie dyskoteki !!! Niezależni i wolni
deejaye na pewno tego nie zrobili ponieważ byli odsunięci od decydowania o
losach i rozwoju dyskotek w Polsce.
Inna bzdura polegała na tym, że
ci którzy z odgórnego dyktatu "weryfikowali" i "zarządzali"
deejajami, żadną miarą nie mogli od owych deejayów być lepsi (wiedza /
doświadczenie / umiejętności). To były początki dla wszystkich i nikt
nikogo poziomem zawodowym nie przebijał. Różniliśmy się tylko: chęciami,
uporem, uczciwością, rzetelnością, wiekiem, sprzętem, zapałem, talentem,
zestawami płyt czy wreszcie marzeniami. Jak zatem równi równych sobie mogli
"weryfikować"??? Odpowiadam - tylko i wyłącznie drogą podstępu,
dyktatu i wymuszeń. Zniewolenie w tej dziedzinie niczym się nie różniło od tego
z innych dziedzin życia w PRLowskiej rzeczywistości.
Między mną a DJ Walickim i jego uprzywilejowanymi kolesiami była także i taka zależność, że zgotowany mi przez nich los był o wiele cięższy do zniesienia, zarówno dla mnie jak i osób ode mnie uzależnionych / blisko związanych czyli mojej żony, dzieci, spracowanej i starej matki, która wierzyła w dążenia i marzenia syna - niż by to było wtedy kiedy by pozostawiono polskie dyskoteki, mnie i innych deejayów w spokoju. Był to los deejaya poniewieranego, poniżanego i prześladowanego przez tzw. swoich - Polaków. Jedyną osłodą były dla mnie moje zagraniczne kontakty, otrzymywane (nawet w nadmiarze, tysiącami rocznie) wspaniałe płyty, pisma, książki, serdeczne listy wreszcie, itp.
Między mną a DJ Walickim i jego uprzywilejowanymi kolesiami była także i taka zależność, że zgotowany mi przez nich los był o wiele cięższy do zniesienia, zarówno dla mnie jak i osób ode mnie uzależnionych / blisko związanych czyli mojej żony, dzieci, spracowanej i starej matki, która wierzyła w dążenia i marzenia syna - niż by to było wtedy kiedy by pozostawiono polskie dyskoteki, mnie i innych deejayów w spokoju. Był to los deejaya poniewieranego, poniżanego i prześladowanego przez tzw. swoich - Polaków. Jedyną osłodą były dla mnie moje zagraniczne kontakty, otrzymywane (nawet w nadmiarze, tysiącami rocznie) wspaniałe płyty, pisma, książki, serdeczne listy wreszcie, itp.
Nigdy nie poszedłem / nie
zaprzedałem się / nie poddałem się (niczem taka deejayska prostytutka)
komunistycznym “weryfikacjom” - nie
splamiłem swego honoru deejaya pioniera kumając się z tymi, którzy (w
drugiej połowie lat '80) doprowadzili polskie dyskoteki i wspaniały zawód
deejaya do krańcowego upodlenia i upadku.
Na początku lat '90 odrodziły się dyskoteki i deejaye, ale ubożsi o tzw. korzenie.
Wspomniany Walicki (“ojciec” polskich dyskotek i deejayów) pisał ostatnio w mailach do mnie, że:
Na początku lat '90 odrodziły się dyskoteki i deejaye, ale ubożsi o tzw. korzenie.
Wspomniany Walicki (“ojciec” polskich dyskotek i deejayów) pisał ostatnio w mailach do mnie, że:
“weryfikacje uważa za błąd i
pomyłkę”, że wtedy w latach ’70 - po kilku latach działalności jego “zapał” (do
dyskotek) zamienił się w rozczarowanie.” Dotarło też do niego (DJ
Walickiego) wreszcie, że “to co robił straciło sens.”
To co - kto ponosi za to
odpowiedzialność - bo ktoś ponosi, a na placu boju byli tylko: niezależni i
wolni deejaye tacy jak ja i mnie podobni oraz oni - "animatorzy" od siódmej boleści tacy jak Walicki,
Kondratowicz, Halber itp., którzy nawpuszczali do dyskotek tzw.
"zweryfikowanych prezenterów", których inteligencja / fachowa wiedza (pomimo
sławetnych "kursów" czy "weryfikacji") i umiejętności
zawodowe starczały akurat na tyle by zrozumieć to co rozumie tresowana małpa w
cyrku, a mianowicie - co im każe grać byle barman, pijany cygan, dziwka albo
babcia klozetowa?
Dziś Walicki pisze w mailach do
mnie, że wie iż są świetne dyskoteki, świetni deejaye, i że praca", w którą
wkładał tyle serca nie poszła na marne”. Otóż poszło to na marne, a jakże tyle,
że dodatkowo zatrzymało w rozwoju nasze dyskoteki i deejayów na całą dekadę.
“Dzisiejsze świetne dyskoteki i deejaye” - jak mi napisał DJ Walicki są jakie
są właśnie dlatego, że on i jego kolesie (ich zasrane
"weryfikacje", "komisje" i "krajowe rady") nie
mają już dłużej nic do powiedzenia !!!
Początki dyskotek w Polsce były
świetne bo wolne i niezależne. Musieli jednak (jak to zwykle w Polsce bywało
i bywa) pojawić się nawiedzeni naprawiacze świata. Pomajstrowali,
zamieszali i uśmiercili wszystko to co było najlepsze, a mianowicie młodzieńczy
zapał, pasję, marzenia.
Yahu Pawul
PostScriptum
MUSICORAMA
czyli historyczne kłamstwo (ściema) - Franciszka Walickiego !!
Czy dyskoteka o
nazwie ‘Musicorama’ - zorganizowana w 1970 roku przez Franciszka Walickiego i
jego kolesi w sopockim Grand Hotelu była pierwszą w Polsce ??
Walicki rości sobie pretensje i
prawa to tego iż to on i jego ‘Musicorama’ była pierwszą dyskoteką w Polsce.
Tak to rozgłosiła propaganda PRL, ale jest to max ściema. W 1970 roku działało
już w Polsce wiele dyskotek lub czegoś co je naśladowało, przypominało. Wzorcem
jednakże nie była ‘Musicorama’ lecz dyskoteki i deejaye zagraniczni głównie z
USA i UK – radio Luxembourg i jego deejaye jako wzór deejaya !
FKTY ZACZERPNIETE Z WYWIADÓW Z
INNYMI SŁAWNYMI I ZNANYMI DISCO DJ PIONIERAMI
Stanisław Danielewicz – Pamięć ludzka jest zawodna. Dlatego dziś, w tym
konkretnym momencie, trudno mi ustalić dokładną datę. Pomocne może być
oświadczenie znanego muzyka jazzowego Przemysława Dyakowskiego, z którym
przeprowadzałem niedawno wywiad dla potrzeb pisanej przeze mnie książki –
historii jazzu w Trójmieście w latach 1945-2010.
Otóż Przemek, który od mniej
więcej połowy lat 60. XX w. był członkiem zespołu Rama 111 twierdzi, że
pierwszą w ogóle polską dyskoteką nie była ta, która zorganizował Franciszek
Walicki w Sali Turystycznej Grand Hotelu w Sopocie, lecz otwarta kilka miesięcy
wcześniej w Gdyni (przy ul. Świętojańskiej) w podziemiach kawiarni Liliput –
DISCORAMA 111. Impreza składała się z dwóch części. W jednej występował zespół
Rama 111, grając do tańca muzykę, którą dziś nazwałbym smooth-jazzową,
przeważnie ujazzowione wersje światowych przebojów, m.in. sporo z Beatlesów.
W drugiej części występowałem
ja jako DJ, nie było wówczas jeszcze konsolet, więc miałem do dyspozycji dwa
stojące obok siebie gramofony, musiałem miksować na wzmacniaczu służącym
normalnie do nagłaśniania wokalu, no i miałem mikrofon, którego w pierwszej
części show używała wokalistka Ramy Marianna Wróblewska, mama znanej dziś
wokalistki Marysi Sadowskiej. Grałem głównie muzykę rockową – wówczas tańczyło
się przy takiej muzyce! Ale również pop – również sporo moich ulubionych
Beatlesów. Nagrania zespołów: Creedence Clearwater Revival, Fleetwood Mac,
Jethro Tull itd. Zatrudnialiśmy również drugiego DJ-a, który, jak uważam, miał
wspaniały talent aktorski i znakomicie sprawdzał się w tej roli. Był nim Marcin
Jacobson, dziś znany producent i manager zespołów.
Przemek Dyakowski rozmowa 28.05.2010 ze Stanisławem Danielewiczem
PD: Wszyscy mówią, że pierwsza dyskoteka, która powstała w Trójmieście,
była w Grand Hotelu w Sopocie. O ile dobrze pamiętam, pracowali tam jako DJ-e
Piotr Kaczkowski, Jana Kras, Franciszek Walicki. Ja twierdzę, że pierwszą była
ta, którą powołała do życia Rama 111 w gdyńskim Lilipucie; do spółki ze
Stanisławem Danielewiczem, który pełnił rolę DJ-a. Co najwyżej mogę
zgodzić się, że były to wydarzenia równoległe, ale raczej skłaniam się ku
tezie, że my jednak ruszyliśmy trochę wcześniej. Niestety, nie dysponuję już
plakatem z Liliputa, który obwieszczał to dość niezwykłe w końcu wydarzenie bo
imprezę na zmianę prowadzili DJ i zespół, w tym przypadku Rama 111, grająca
repertuar, który dziś określiłbym mianem pop-jazzowego, z dużym uwzględnieniem
np. własnych aranżacji utworów Beatlesów.
SD: Tak czy owak, nie rozstrzygając tu pierwszeństwa, zwróciłbym uwagę na ogromną różnicę między dyskoteką w Grand Hotelu (w sali tzw. turystycznej) a tą w Lilipucie. Nie tylko dlatego, że u nas w Gdyni była również muzyka na żywo, ale największa różnica dotyczyła repertuaru. Dyskoteka w Grand Hotelu miała charakter, jakbyśmy to dziś powiedzieli, komercyjny, grano tam aktualne przeboje muzyki pop. My w Lilipucie co prawda też ich nie unikaliśmy, ale spośród przebojów wybieraliśmy najczęściej te, które miały związek z rockiem, były utwory z kręgu białego bluesa, sporo dość ambitnej amerykańskiej i brytyjskiej muzyki rockowej. Do współpracy w charakterze DJ-a zaprosiłem Marcina Jacobsona.
Krzysztof Wodniczak - Już na
początku lat sześćdziesiątych odbywały się imprezy taneczne zwane fajfami w
klubokawiarni w moim rodzinnym Ostrowie Wielkopolskim. Grałem na gitarze
basowej w zespole TRAMPY, a w czasie przerw "zapuszczałem"
płyty. Już wówczas miałem - jak na warunki ostrowskie- bogata płytotekę. Lepszą
od kolegów, którzy dysponowali tylko pocztówkami dźwiękowymi.
Bogdan Fabiański - pierwszą
szkolną dyskotekę zagrałem w 1965 roku. Grałem z płyt, bo nie miałem
magnetofonu :-) A tak na poważnie pierwsze dyskoteki
odbywały się w 1966 roku w klubie Politechniki Warszawskiej ‘Mechanik’. Potem
cyklicznie w klubie ‘Alfa’ w Warszawie (klub Politechniki) już od 1967 roku.
Ponadto w 1968 roku dyskoteki zaczęły funkcjonować m. innymi w klubie
Stodoła w W-wie. Uważam, że historia z "musicoramą" - jest
naciągnięta.
1/ Ja sam i
osobiście zagrałem pierwszą dyskotekę wiosną 1970 roku w Bielawie w domu
kultury 'Bielbaw'
2/ Andrzej Matuszek i Kazik Jarząbek grali w Siemianowicach i okolicach
3/ W Katowicach Załężu grał Józek Sochowski. To kilku o których i ich dyskotekach wiem - a przecież nie kontrolowałem wtedy całej Polski !?
czytaj więcej na:
* giant eBooks author:
1/
"Silent Records" - worlwide disco & deejay history in English:
2/
"Discjockey" - polish disco & deejay history in Polish
- historia polskich dyskotek i deejayów:
3/
"Deejay's" - story of German techno deejays in English:
4/
"Italian Disco History" - story of Italia deejays in English:
5/
book I wrote in early '90
"MODELKA" - poradnik zawodowy dla modelek
- handbook for professional models:
warto także zobaczyć:
http://disco-yahupawul.blogspot.com/
NASZA HISTORIA - (... krzywdy ocalone od zapomnienia)
Czytaj szerzej o moich komunistycznych prześladowcach z czasów reżimu 'prl':
http://autor-pisarz.blogspot.com/p/casus-adam-halber-czyli-ohydne-prl.html
http://autor-pisarz.blogspot.com/p/casus-adam-halber-czyli-ohydne-prl.html
... CLICK ON THE PIX TO ENLARGE ...
posłuchaj:
table of content: http://discjockey-discjockey.blogspot.com/p/zawartosc-spis-tresci.html
Jan ‘yahu’ Pawul – yahudeejay
disco & DJ history guard, writer, HISTORIAN …
old polish disco deejay (70), one of the very first disco-DJs (1970) on planet Earth
DJ who serious risked his life to play / popularize USA music when deep communist regime in '70 Poland
http://1952yahudeejay1970.blogspot.com/
DJ who serious risked his life to play / popularize USA music when deep communist regime in '70 Poland
http://1952yahudeejay1970.blogspot.com/
!! BEST - Disco & DJ history eBooks !!
Fact is - these are best books / documents about '70 disco & DJ history ever - because
of memories of real disco era DJs / real discotheque innovators and pioneers !!
The best and biggest ever (among other) Disco & DJ history books - disco history told by its ’70 creators - you can buy this UNIQUE eBooks on http://books-dj-disco.blogspot.com/
Fact is - these are best books / documents about '70 disco & DJ history ever - because
of memories of real disco era DJs / real discotheque innovators and pioneers !!
The best and biggest ever (among other) Disco & DJ history books - disco history told by its ’70 creators - you can buy this UNIQUE eBooks on http://books-dj-disco.blogspot.com/
... click on the pix to enlarge ...
NASZA HISTORIA - (... krzywdy ocalone od zapomnienia)
Czytaj szerzej o moim komunistycznym prześladowcy z 'prl':
http://autor-pisarz.blogspot.com/p/casus-adam-halber-czyli-ohydne-prl.html
http://autor-pisarz.blogspot.com/p/casus-adam-halber-czyli-ohydne-prl.html
... po polsku
* an real first generation disco pioneer discjockey
author / disco & DJ historian
... better !!
- I was a DJ in early '70
- before there were NO discotheques even
and disco DJ profession :-))))
Milli Vanilli syndrom ...
Today’s techno / house etc. and deejays who use old tracks, samplers, CD mixers, put new beats of computer programs, and "create" special versions of the songs and burn CD's at home of their "creations?” or produce on 12” vinyl. I mean they create nothing in fact - they just use good music made by someone else from the past. In other words they can create nothing if it wasn’t from such old, good records of the '70 ?
What if people (poets, writers, painters) change (destroy in fact) great poetry, books, paintings - if they cut of parts of the well known poetry, books, paintings - mix them and pretend it is new and created by them. My opinion if any deejays / producer - want to be creative - then should create own music as Vince Montana did, as many other real musician / producers did in the past. Techno / house deejays just use other music and destroy with wrong BPM, sound, etc.
Disco music not belongs to techno / house - it is very separate music of the past and it is good as it was created - need no any shit changes - "creations" of the people who have no idea, knowledge - do not know how to play instruments. This is very sick if deejays pretend music creators. Deejays are just to play other people - real musicians music - that is it.
Problem with present time deejays is - they pretend someone - they are not in fact. They hire real musician to create and record music in the studio - then put his nick name or name on CD cover and pretend this all music is created and made by them. It is shit crime !!! - shit crime.
No one ever in the music history did such dirty tricks before - except one German producer name Frank Farian who created fake and plastic "artist" name Milli Vanilli. Do you remember that their fake creations got Grammy and then they should give back Grammy because of crime they did ???!!! Same creators as this F. Farian and his shit Milli Vanilli are today’s techno / house "creators" / deejays whose cut and mix pure disco music and destroy all in their own sick way.
yahuDJ
... over 70 blogs author - red by over 2.712.000 readers worldwide ... _____________________________________________________ check them all under below link: http://1952yahudeejay1970.blogspot.com/p/over-55-blogs-author.html |
SPRAWDŹ MOJE ARCHIWALNE ARTYKUŁY TU:
http://prasa-artykuly.blogspot.com/
///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
DISCJOCKEY
... zdeptane marzenia ...
+ pierwsi polscy deejaye disco
polskiej disco & deejay historii / prawdzie z czasów komuszego-PRL - książka bardzo niewygodna dla wielu posłusznych komunie deejay- prostytutek i kolaborantów ...
... kliknij w foto aby powiększyć ...
Napisałem pierwszą i póki co jedyną w Polsce, niezwykle unikalną oraz bardzo, ALE TO BARDZO OBSZERNĄ (!!) książkę o historii polskich dyskotek i deejayów – opartą na moich przeżyciach oraz doświadczeniach jak również wywiadach z innymi pionierami dyskotek i zawodu deejaya w Polsce + zdobytych przez lata materiałach.
Książka opisuje fakty i zdarzenia w okresie od 1970 roku - czyli roku pojawienia się pierwszych dyskotek i deejayów w formie dość zmasowanej.
Tak wielka objętościowo książka jest dostępna (Z KONIECZNOŚCI) tylko w postaci elektronicznej - do odczytania na ekranie komputera, itp. (treść / text pliki PDF + fotografie pliki jpg.) Treść stanowi ponad kilkaset stron tekstu, a ilustracje to setki fotografii polskich i zagranicznych.
Gdyby taką książkę wydrukować to musiałaby zawierać z 1.500-2.000 lub więcej stron formatu A4 :-)))))))) – a jej cena byłaby absurdalna ...
Książkę można kupić u mnie / moim sklepie http://books-dj-disco.blogspot.com/
Po otrzymaniu zapłaty przesyłam DVD+R z zawartą na nim książką (ponad 1GB tekst i foto) na wskazany adres.
Książka zawiera między innymi:
* treść opisującą moje przeżycia jako deejaya - przez ponad 40 lat – począwszy od 1970 roku (178 stron tekstu)
* wywiady z innymi deejayami pionierami zawodu z lat ’70 i ‘80 (ponad 20 wywiadów! - ponad 170 stron tekstu)
* ogromną ilość historycznych fotografii
* skany komunistycznych dokumentów takich jak:
- słynny i ukrywany przez kilkadziesiąt lat „Raport o Stanie dyskotek dla władz PRL” napisany przez Franciszka Walickiego
- przeróżne dokumenty komunistycznej organizacji o nazwie ‘Krajowa Rada Prezenterów Dyskotek’ – KRPD) narzuconej polskim deejayom przez karierowiczów z naszego, ówczesnego środowiska oraz władze PRL celem nadzoru / kontroli oraz politycznego ukierunkowania = prześladowania nieposłusznych deejayów
- liczne materiały o słynnych i niespotykanych nigdzie na świecie komunistycznych ‘weryfikacjach’ polskich deejayów
- moje liczne, edukujące artykuły na temat historii dyskotek i deejayów oraz artystach i innych zjawiskach związanych z dyskotekami i przemysłem muzycznym
- liczne skany przeróżnych artykułów prasowych (polskich i zagranicznych) z lat ’70 i ’80 powiązanych z tematem dyskotek i deejayów
***
Pomimo, że jest to tak obszerny materiał / książka - to i tak w moim archiwum znajduje się ze 100-razy więcej materiałów na temat historii dyskotek i deejayów, głównie tej światowej (po angielsku) bo historia polska to maleńki procencik tego co działo się na świecie :-)))))) - a co pojawi się niebawem w innej mojej książce w języku angielskim ...
!! zobacz inne moje (ponad 60) blogi:
https://www.blogger.com/profile/17285858304639530388
https://www.blogger.com/profile/17285858304639530388
'ziętek' i inne komuchy ...
oto dwie książki o moim ponad 70-letnim życiu na Dolnym i Górnym Śląsku oraz w UK i USA - o tym co widziałem, co słyszałem, koło czego byłem blisko albo brałem udział:
1.) https://slazak-gorlol-wulec-krojcok-werbus.blogspot.com
2.) https://januszek-dzierzoniow-reichenbach.blogspot.com
przeczytaj fragmenty pod powyższymi linkami ...
******************************************************
******************************************************
JAK KUPIĆ ??
Książki dostępne tylko w wersji elektronicznej czyli na płycie DVD-R lub CDR jako DVD-Rom lub CD-Rom.
Książki zawierają treść w plikach PDF oraz sporo zdjęć w plikach JPG.
*** zainteresowanych proszę o kontakt: pawul70@gmail.com
(C) copyright
Proszę przesyłać uwagi, sugestie, propozycje zdjęć i tekstów bezpośrednio na adres: pawul70@gmail.com
Autor bloga dołoży wszelkich możliwych starań, aby prezentowane treści były prawdziwe oraz nie naruszały rzeczywistych praw osób trzecich, w tym praw autorskich (jeśli zostaną ujawnione, będą znane).
Zważywszy jednak jak działa światowy internet, itp. należy brać pod uwagę fakt, że często nie można powyższego zagwarantować. Dlatego błędne informacje – brak autorstwa fotografii, tekstów, dokumentów, itp. ujawnionych na tym blogu nie mogą być podstawą jakichkolwiek roszczeń bez uprzedniego kontaktu z autorem celem ustalenia faktów, itp.
**********************************************************
Please send comments, suggestions, photo and text suggestions directly to the following address: pawul70@gmail.com
The author of the blog will make every effort to ensure that the presented content is true
and did not infringe the actual rights of third parties, including copyright (if any disclosed will be known).
However, considering how the global internet works, etc., it should be taken into account that this often cannot be guaranteed. Therefore, incorrect information - the lack of authorship of photos, texts, documents, etc. disclosed on this blog cannot be the basis for any claims without prior contact with the author to establish the facts, etc.