PL - Stanisław Danielewicz - bohaterski i jedyny deejay internowany w stanie wojennym






[…] Stanisław Danielewicz był deejayem tzw. kategorii „S” i autorem poczytnej rubryki o muzyce pop. BYŁ JEDYNYM W NASZEJ HISTORII DEEJAYEM INTERNOWANYM W STANIE WOJENNYM – co ma swoją ważną wymowę patriotyczną i historyczną […]


... ludzi światłych, inteligentnych czy wykształconych

od ludzi prymitywnych i głupich odróżnia mądrość

czyli wiedza o przeszłości, która przeminęła z wiatrem ...


__________________________________________________________________________



STANISŁAW DANIELEWICZ

deejay dyskotekowy we wczesnych latach ’70, ale co najważniejsze jest to deejay, który jak nikt inny z nas wykazał się nieprzeciętną odwagą i patriotyzmem w walce z komuchami i ich zbrodniczym systemem nakierowanym także przeciwko deejayom i dyskotekom - systemem reprezentowanym przez takie zwyrodnialstwa jak: weryfikacje, KRPD, raport o deejayach dla PZPR, zwykłe kablowanie, prześladowania, zakazy, nagonki, itp !!






___________________________________________________________________________________


Y@HU - Tym razem proponuję wywiad z Stanisławem Danielewiczem – deejayem pionierem

zawodu, który działał intensywnie w latach '70 i który opowie nam o tym jak to niegdyś było w polskich dyskotekach oraz pośród deejayów z tamtych lat.



___________________________________________________________________________________



Y@HU - Czy pamięta Pan moment w swoim życiu od którego został/stał się deejayem dyskotekowym i kiedy to było?



Stanisław Danielewicz -
Pamięć ludzka jest zawodna. Dlatego dziś, w tym konkretnym momencie (maj 2010), trudno mi ustalić dokładną datę. Pomocne może być oświadczenie znanego muzyka jazzowego Przemysława Dyakowskiego, z którym przeprowadzałem niedawno wywiad dla potrzeb pisanej przeze mnie książki – historii jazzu w Trójmieście w latach 1945-2010.

Otóż Przemek, który od mniej więcej połowy lat 60. XX w. był członkiem zespołu Rama 111 twierdzi, że pierwszą w ogóle polską dyskoteką nie była ta, która zorganizował Franciszek Walicki w Sali Turystycznej Grand Hotelu w Sopocie, lecz otwarta kilka miesięcy wcześniej w Gdyni (przy ul. Świętojańskiej) w podziemiach kawiarni Liliput – DISCORAMA 111. Impreza składała się z dwóch części. W jednej występował zespół Rama 111, grając do tańca muzykę, którą dziś nazwałbym smooth-jazzową, przeważnie ujazzowione wersje światowych przebojów, m.in. sporo z Beatlesów.

W drugiej części występowałem ja jako DJ, nie było wówczas jeszcze konsolet, więc miałem do
dyspozycji dwa stojące obok siebie gramofony, musiałem miksować na wzmacniaczu służącym
normalnie do nagłaśniania wokalu, no i miałem mikrofon, którego w pierwszej części show używała
wokalistka Ramy Marianna Wróblewska. Grałem głównie muzykę rockową – wówczas tańczyło się przy takiej muzyce! Ale również pop – również sporo moich ulubionych Beatlesów. Nagrania zespołów: Creedence Clearwater Revival, Fleetwood Mac, Jethro Tull itd. Zatrudnialiśmy również drugiego DJ-a, który, jak uważam, miał wspaniały talent aktorski i znakomicie sprawdzał się w tej roli. Był nim Marcin Jacobson, dziś znany producent i manager zespołów. Tak więc na pytanie o datę rozpoczęcia mojej pracy DJ-a odpowiadam (na odpowiedzialność Przemka Dyakowskiego): styczeń 1970 r.




wyjaśnienia dodatkowe udzielone na prośbę autora przez Marcina Jacobsona – wybitnego deejaya i pioniera polskich dyskotek:





----- Original Message -----
From: YAHUDEEJAY
To: marcin jacobson
Sent: Thursday, September 02, 2010 6:07 PM
 

Chciałbym Marcinie abyś potwierdził poniższe. Jest to kolejny (4-5) dowód, że ‘Musicorama’ w Sopocie nigdy nie była pierwszą dyskoteką w Polsce lecz jedynie była lansowana na takową przez komusze media - głównie bliskiego kolesia Walickiego - agenta SB Romana Waschko.

W tym przypadku pojawia się twoje nazwisko, dlatego kieruję zapytanie do ciebie :-) Mnie cieszy fakt, że jako jeden z wielu (znam wielu) byłeś deejayem przed Walickim - chociaż w swoim wywiadzie dyplomatycznie "oddajesz" pierwszeństwo ...


_________________________________________________________________________



----- Original Message -----
From: Marcin Jacobson
To: YAHUDEEJAY
Cc: Danielewicz Stanisław
Sent: Thursday, September 02, 2010 9:16 PM
Subject: Re:

Fakty się zgadzają ale nie do końca, a przy tym zostały przesunięte w czasie... Discorama 111 została uruchomiona wczesną wiosną (luty-marzec)1971 roku w kawiarni "Liliput". Grałem tam z Danielewiczem, a potem Janą Kras i Jurkiem Kosselą, który wsparł imprezę swoją aparaturą domowej roboty. Dość łatwo to sprawdzić, bo w tym samym roku Rama 111 zdobyła nagrodę na Jazzie nad Odrą. Pamiętam to dokładnie, bo w czasie imprezy razem z Janą dzwoniliśmy z biura kierowniczki ‘Liliputa’ do Wrocławia by dowiedzieć się czy Rama wygrała ten
festiwal.

W jakiś czas potem Walicki uruchomił pierwszą Musicoramę w Gdyni w kawiarni "Panorama" na Kamiennej Górze, gdzie graliśmy na przemian - Wojtek Jasiński, ja, Jana, Roger Gregorowicz i chyba Jurek Kossela. Tańczyła śp. Ilona Olobry.

W kwestii sporu o to czy Musicorama Walickiego była pierwszą czy też nie, moje zdanie jest takie, co zapewne popsuje Ci humor. Otóż, Musicorama uruchomiona w lecie 1970 roku w Grand Hotelu była pierwszą profesjonalną dyskoteką w Polsce. Przez określenie profesjonalną rozumiem:

a/. gramofony z firmowym mikserem dyskotekowym (Dynacord) plus aparatura tej samej marki.
b/. zawodowe oświetlenie (Lumilux) oraz pierwszy raz zastosowany stroboskop i ultrafiolet
c/. program taneczny miksowany na żywo przez prezenterów, który miał swoją przemyślaną dramaturgię i elementy show.

To dość istotne elementy, na które należy zwrócić uwagę, ponieważ ułatwi to ustalenie kto był pierwszy - jajko czy kura :))  Faktem jest, że przed rokiem '70 organizowane były imprezy z muzyka z płyt, podczas których zdarzało się, że ludzie tańczyli. Sam takie prowadziłem wielokrotnie m.in. z Wojtkiem Jasińskim, który był później jednym z popularniejszych dj'ów Wybrzeża. Nie były to jednak dyskoteki. to były raczej prelekcje z cyklu "Wieczory z dobrą muzyką", "Spotkania z nową płytą" itd. (nazwy były różne, ale zasada ta sama). Prelegent, zwany też prezenterem, odtwarzał z gramofonu lub taśmy magnetofonowej jakąś płytę długogrającą opowiadając o wykonawcy, o płycie, o stylu i muzyce etc.

Czasami odtwarzało się non-stop całą stronę takiej płyty opowiadając o muzyce na początku, w czasie przewracania płyty na drugą stronę i na końcu, a czasami gadało się we wszystkich przerwach między utworami. Bywały też wieczory poświęconej jednemu wykonawcy, albo jakiemuś konkretnemu stylowi muzycznemu itd. Zdarzało się i to dość często, że ludzi podczas takich prelekcji tańczyli W kwestii oświetlenia to było ono statyczne, 1-3 reflektory z kolorowymi blendami (filtrami), które miały pomóc w stworzeniu nastroju.

Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nie były to dyskoteki w ówczesnym a tym bardziej dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Powiem więcej, gdy zaczęły docierać do Polski informacje o klubach tanecznych nazywanych "discoteque" próbowaliśmy z Wojtkiem Jasińskim wykombinować na czym polega ta zabawa. W tym czasie ludzie bawili się na "fajfach" (młodzież) lub dancingach (dorośli), gdzie do tańca przygrywały zespoły na żywo. Obowiązywała zasada 3 numery przerwa.

Wedle tego samego klucza usiłowaliśmy rozszyfrować patent na to francuskie hasło ale instynkt podpowiadał, że chyba jednak robią to inaczej. Zasadę poznaliśmy organoleptycznie dopiero odwiedzając Musicoramę w Grandzie. Pamiętam, że obaj byliśmy rozczarowani, bo to było takie "radio na żywo". Dopiero Peter Sis pokazał, że dyskoteka to nie tylko muzyka, światło ale i show w wykonaniu dj'a.

Gdy skończył się sezon w Sopocie w całym kraju zaczęły powstawać chałupnicze, przeważnie studenckie, dyskoteki. Jedną z nich była uruchomiona przez Wojtka Jasińskiego i mnie (październiku '70) dyskoteka w klubie ‘Od Nowa’ w Toruniu, zaraz potem w gdańskim ‘Żaku’. W lutym lub marcu '71 ruszyła wspomniana już Discorama 111. W tym okresie byliśmy z Wojtkiem (razem i osobno) zapraszani do różnych akademickich miast w Polsce by pokazać na czym te dyskoteki polegają. Pamiętam, że grałem takie weekendowe pokazy w ‘Pałacyku’ we Wrocławiu, w klubie ‘77’ w Łodzi, ‘Pod Przewiązką’ w Krakowie, klubie SGPiS'u (nie pamiętam nazwy) w Warszawie. Grałem też w Katowicach, ale nie pamiętam gdzie to było – ‘Marchołt’ ?

Reasumując. Przez 1970 roku odbywały się w Polsce imprezy przy płytach ale nie były to dyskoteki. Pierwszą dyskoteką z prawdziwego zdarzenia była na pewno Musicorama Franciszka Walickiego. Można lubić lub nie, ale trzeba oddać "cesarzowi co cesarskie" ............ i nie ma w tym stwierdzeniu ni krzty dyplomacji :))

Pozdrawiam
jaco

_____________________________________________________





----- Original Message -----

From: YAHUDEEJAY

To: Marcin Jacobson

Sent: Friday, September 03, 2010 9:20 AM
Subject: Re:


Twoje twierdzenie że musicorama to była pierwsza profesjonalna dyskoteka - bo gramofony, bo światła itp. Wszystkie one - te przed musicoramą też były profesjonalne - na innym poziomie ale profesjonalne na tyle na ile pozwalały warunki ...

Rozumując tym torem można by równie absurdalnie stwierdzić i napisać, że z powodów technicznych / sprzętowych to pierwsza bo super(!!) profesjonalna polska dyskoteka była dopiero w 2003 roku w Bielsku Białej (Silverclub) bo tam dopiero (pierwszy raz w Polsce) był super sprzęt, lokal, program i wszystko inne - czego wcześniej nigdzie w Polsce nie było.

Oczywiście, że nie o sprzęt itp. gadżety idzie, a o deejaya który grał / puszczał płyty czy taśmy magnetofonowe do tańca - mniejsze i z rzadka zauważalne znaczenie miały takie czy inne, dramaturgie, elemnty show, zwarte czy rozwarte pomysły, idee programowe. Peter Sis w wywiadzie dla mnie mówił tylko o puszczaniu płyt dla ludzi tak aby im się fajnie tańczyło czyli bez głębokich ideii właściwych jedynie polskiej mutacji dyskotek.

Jasne - Sis tańczył, przebierał się - normalka - ja też tak robiłem - ALE! to tylko atrakcyjny dodatek do całości, której podstawą zawsze było puszczanie lubianych płyt / muzyki do tańca. 99% polskich deejayów nie miało w swoich występach żadnej dramaturgii i show, a funkcjonowali po 1000 kroć lepiej niż np. ja, który przejmował się zarówno dramaturgią jak i show - za co jedynie słyszałem oraz widziałem zazdrosne przejawy kpin ze strony innych deejayów, którzy tego nie robili bo nie potrafili.

Ale co z tego skoro to oni, a nie ja mieli weryfikacje i wypierali mnie z dyskotek ku ogromnemu zmartwieniu wielu bywalców. Sam mistrzunio Sis też poza ‘Musicoramą’ już nigdy w Polsce się nie pojawił - to także znamienity fakt dający do myślenia co tu się działo i co było ważne ?!? Sorry, że tak o sobie momentami, ale wolę pisać o tym co wiem na 100% niż szukać innych, odpowiednich przykładów.

Peter Sis, Włodek Preyss, DJ Eddie to są przykłady grania jakie mnie na początku lat ‘70 fascynowało tyle, że moje ówczesne wzorce (tak samo jak te Petera Sisa) pochodziły z UK - Tony Hadland, Dougall DJ, Emperor Rosko, Tony Prince, Radio One czy Radio Luxembourg disco road show, itp.

Pamiętam jak na Pierwszym Ogólnopolskim Turnieju Prezenterów Dyskotek (Wrocław 1973) - Walicki zebrał 16 finałową w piwnicy wrocławskiego klubu ‘Pałacyk’ i oceniał nas. Mnie oberwało się właśnie (o zgrozo!) za "podobieństwo do deejayów Radia Luxembourg i te przebieranki z tańcem na czele, które mogą prowadzić do oderwania od sedna sprawy, na której deejay powinien być skupiony - przekaz treści poza muzycznych". Coś tam wtedy z właściwym sobie usposobieniem odpyskowałem Walickiemu ku uciesze otaczającej nas gawiedzi - a Gaszyński musiał wszystkich uspokajać i przy okazji napyskował na mnie.

Włodek Preyss robił to wtedy tak samo, a jednak jemu się za to nie oberwało - ot takie dziwactwo Walickiego ... czyli z dwóch bardzo podobnych deejayów skopać tylko jednego - tego niepokornego pyskacza - aby broń Boże nie zagroził ustalonym z góry wynikom Turnieju. Pamiętam jak współorganizator Turnieju i juror Stanisław Cejrowski oraz Jacek Olechowski (także ówczesny finalista) powiedzieli mi zupełnie od siebie niezależnie, "ŻE CHYBA WYGRAM TURNIEJ". Tak to mogło wyglądać z boku, ale nie przy stoliku jurorskim !!

Potem tylko - w czasie ogłaszania wyników Walicki (jakby na pocieszenie) dorzucił, że "szedłem łeb w łeb z deejayem który zdobył 3 miejsce” - Jacek Olewchowski. Poruszasz też temat prelekcji. Też to robiłem, ale oczywiście tego nie zaliczam do historii dyskotekek - nie ! To jedynie takie preludium / wstęp do ...

Moim jedynym pragnieniem jest to aby "cesarz był tam gdzie jego miejsce". Jednak ja szukam prawdziwego cesarza. Poza ówczesną propagandą i władzami, które nam narzuciły "cesarstwo walickie" pojawiają się fakty historyczne pozwalające na stwierdzenie, że uzurpator cesarzem był, ale już nie jest.

Oczywiście każdy ma prawo wierzyć w co chce. Moja wiara jednak nie jest ślepa - moja wiara zmusza mnie do szukania - NO I JAK SAMI WIDZICIE - TO SZUKANIE BURZY ZASTANE / POZOSTAWIONE PORZĄDKI. DOWIADUJEMY SIĘ Z MOJEJ DZIAŁALNOŚCI RZECZY NIEZNANYCH - I OTO CHODZI :-) Ja po prostu odkrywam prawdziwą historię – rujnując tym samym wszelkie zafałszowane teorie i teoryjki z mocno wypaczonej przeszłości …



YAHU PAWUL

redaktor naczelny
www.djsportal.com



_________________________________________________________________________



Stanisław Danielewicz –
Otóż opierając się na wypowiedzi Dyakowskiego ustaliłem, że pierwszą dyskoteką na Wybrzeżu była "nasza" w Lilipucie, a dopiero potem była ta Walickiego w Grand Hotelu.


Tym razem jednak Przemek Dyakowski nie miał racji, bo niedawno dotarłem do informacji w Jazzi magazine, z której wynikało, że "nasza" w Lilipucie była dopiero pod koniec 1970 roku, była zatem mniej więcej pół roku późniejsza. Proszę wiec o skorygowanie, bo fakty są faktami. No i widać przy tej okazji, że warto wszystko sprawdzać (korzystając z różnych źródeł), bo pamięć ludzka jest bardzo zawodna...

Faktem jednak jest to, że działalność jako DJ rozpocząłem jeszcze przed ‘Musicoramą’ i ‘Liliputem’. Były to pojedyncze imprezy w domach kultury na przełomie 1969/1970. Co do dyskoteki Franciszka Walickiego w Grand Hotelu, w Sali Turystycznej, to pamiętam, że co najmniej raz, a być może więcej razy miałem tam (na zaproszenie Walickiego) zagrać swój blok, być może było to jakieś zastępstwo albo inna okazja, szczegółów nie pamiętam.


_________________________________________________________________________





*przypis autora – logicznie rozumując deejaye i dyskoteki musiały być wcześniej, przed ową ‘Musicoramą’ choćby z takiego prostego powodu, że musieli w niej występować deejaye czyli ludzie już coś umiejący i wiedzącyo tym zawodzie. Ponad wszelką wątpliwość nie mogło być tak, że oto nagle otwiera się ta ‘Musicorama’ a deejaye pojawiają się z nikąd, jak jakiś zrzut specjalny z niebiesich czy innego kosmosu …

Trudno mi także zgodzić się z Marcinem Jacobsonem, który uparcie twierdzi, że ‘Musicorama’ Walickiego była pierwszą dyskoteką w Polsce bo była profesjonalna. Jacobson sam przyznaje, ze widomo mu o takich dyskotekach na których deejaye grali muzykę z płyt lub taśm magnetofonowych, a ludzie tańczyli. To jest właśnie bardzo ważny fakt historyczny dowodzący, że ‘Musicorama była o wiele później !! Nie wolno faktu, że miała drogi i szpanerski sprzęt przywieziony za tzw. wówczas dewizy (czyli waluty coś warte) z Zachodu uznawać, że to była
pierwsza dyskoteka. To była jedynie dyskoteka z lepszym od innych sprzętem – i tyle !!

Gdyby tak rozumować to wywalilibyśmy do góry nogami całą światową historię dyskotek i deejayów, która za początki dyskotek podaje te z Paryża w latach ’30 – kiedy ponad wszelką wątpliwość nie było szpanerskiego sprzętu typu spocka ‘Musicorama’ itp. !! :-) Rozumując dalej torem myślowym Marcina Jacobsona, który pierwszeństwo daje dyskotece, która miała lepszy od innych sprzęt - można uznać, że ta dyskoteka Walickiego też nie była pierwszą bo o wiele lepsze sprzęty pojawiły się w latach ’80 czy ’90. Czyż oznacza to, że dopiero wtedy pojawiły się pierwsze dyskoteki ??!

Opinia Jacobsona dowodzi takiego typowo polskiego traktowania spraw / zagrywania pod siebie i nieważne, że jest to historyczna fałszywka. Ważne żeby przepchnąć swoje tezy sprzyjające fałszywej, ale prywatnie lubianej i popieranej teorii, że ‘Musicorama’ Franciszka Walickiego to pierwsza polska dyskoteka, a Walicki to pierwszy polski deejay.

Prawda i fakty historyczne są takie, że dyskoteki czyli miejsca w których jakiś deejay grał muzykę z płyt czy taśm magnetofonowych, a ludzie wtedy tańczyli – to były pierwsze polskie dyskoteki i tak samo historię pojmuję się na całym świecie … Wiem to lepiej od innych bo przecież jestem w tym jako deejay pionier od jakichś 40 lat, a co ważniejsze poważnie badam to od kilkunastu lat i mam masę materiałów w swoim archiwum na potwierdzenie tego co piszę …)








lipiec 1976 – legendarna ‘szajs’ konsoleta - Unitra



 

Y@HU - Łatwo czy trudno wykonywało się wtedy zawód deejaya dyskotekowego ?

Stanisław Danielewicz – Wtedy się nad tym nie zastanawiałem, bycie DJ-em przy moich zainteresowaniach i moim zawodzie (jestem również muzykiem) wydawało się czymś naturalnym i łatwym do opanowania. Jako muzyk nieźle sobie radziłem z harmonią, więc jako DJ często podśpiewywałem różne chórki z wokalistami kolejnych nagrań. Więc odpowiem – raczej łatwo!

Y@HU - Jakie były wtedy honoraria za granie w dyskotekach ?

Stanisław Danielewicz – Tego dokładnie nie pamiętam, a nie chciałbym skłamać. Wiem, że agencje, w których pracowałem, płaciły za tzw. blok muzyczny, składający się chyba z 90 minut(?). A stawka za taki blok wynikała z posiadanych uprawnień, potocznie zwanych “weryfikacjami”. Ja ubiegałem się w Ministerstwie Kultury i Sztuki o stawkę kategorii “S” (czyli najwyższą) i taką uzyskałem. Coś mi świta, że stawka mogłaby być w granicach 150-300 złotych za blok, ale proszę raczej sprawdzić u innych...

Y@HU - Jaki wpływ (w tamtych czasach) na Pana życie miała decyzja / to, że stał się Pan / był deejayem radiowym i dyskotekowym ?

Stanisław Danielewicz – No cóż, to była część mojej kariery zawodowej. Nie ukrywam, że intratna. Pisanie o muzyce nie było zbyt dochodowe, jako muzyk zarabiałem już więcej, ale dopiero praca w dyskotekach pozwalała na odpowiedni standard życia – choć jednocześnie łączyła się z uciążliwościami, głównie z powodu stałych wyjazdów do różnych dyskotek, w których pracowałem. Były to głównie dyskoteki prowadzone przez ZPR, ale najlepiej wspominam współpracę z Małą Sceną Rozrywki w Szczecinie, prowadzoną przez Bogdana Bogiela – to była dyskoteka na najwyższym w latach ‘70 poziomie!


1977 - ZPR Warszawa - dyskoteka ‘Lunapark’


Y@HU - Jaka była jakość dyskotek, jaka była jakość sprzętu grającego ?

Stanisław Danielewicz – Dość szybko dyskoteki, zwłaszcza te prowadzone przez ZPR, dorobiły się profesjonalnych konsolet, nagłośnienia, jedynie może system oświetlenia był trochę w tyle za tym, co prezentowały dyskoteki w Anglii (bo te najlepiej znałem). Oczywiście te konsolety były produkcji zachodniej, o ile pamiętam – zachodnioniemieckiej.

Y@HU - Jaki był poziom ogólny i muzyczny publiczności ?

Stanisław Danielewicz – To zależało najbardziej od gospodarza lokalu. Jaki gospodarz - taka publika. Ze znanych mi dyskotek najwyżej stawiam świetną wyrobioną muzycznie publiczność w gdyńskim Lilipucie oraz kilka lat później – w Małej Scenie Rozrywki w Szczecinie. Ta publiczność miała swoje wymagania, dopytywała o konkretne utwory i wiedziała, o co pyta.

Y@HU - Ile miał Pan wtedy lat, czym się Pan wtedy zajmował ?

Stanisław Danielewicz – Miałem wówczas 23 lata. Od kilku lat zajmowałem się publicystyką muzyczną, współpracując z wieloma ówczesnymi polskimi czasopismami i gazetami. Co tydzień publikowałem felietony poświecone muzyce pop i rock w “Dzienniku Bałtyckim”, zatytułowane nieco pretensjonalnie, ale zgodnie z ówczesną modą “Echa muzyki młodzieżowej”. Ponadto publikowałem w miesięczniku “Jazz”, w pismach “Kultura”, “Literatura”, Panorama”, “Pomorze”, “Litery” i innych, których tytułów już nie pamiętam. W roku 1973 w Londynie uzyskałem status stałego korespondenta “New Musical Express”.

Y@HU - Jak wyglądała konkurencja ze strony innych deejayów i jaki był ich poziom zawodowy, umiejętności ?

Stanisław Danielewicz – Miałem niewielki kontakt z innymi DJ-ami, więc trudno o ocenę. W pionierskim okresie początku lat 70 najwyżej stawiałem Marcina Jacobsona i Janę Kras, nieco później – Jacka Bromskiego.




Y@HU - Proszę coś więcej napisać o pracy dla NME ? Przecież to wręcz niesamowita historia jak na polskie uwarunkowania tamtych lat ... Jak do tego doszło i dlaczego ? Jak to przebiegało i kiedy się zakończyło ?

Stanisław Danielewicz – W listopadzie albo grudniu 1973 r. Andy Gray, ówczesny managing Editor zaproponował mi współpracę. Redakcja wymagała ode mnie raportów z większych wydarzeń i festiwali rockowych i popowych w krajach Europy Wschodniej. W praktyce były to Polska,Węgry i Czechosłowacja. Publikacje miałem pod pseudonimem, łączącym imię z nazwiskiem - Stanlewicz. Imię, o ile dobrze pamiętan, było Morton, czyli razem Morton Stanlewicz. Gdzieś może mam jakąś stara publikację, ale mam tyle starych papierów w różnych miejscach, ze nie podejmuję się zbyt szybko tego odnaleźć.

Redakcja płaciła nieźle za materiały opublikowane, ponadto od czasu do czasu jakieś pieniądze na koszty podróży. Współpraca zakończyła się gdzieś w drugiej połowie lat 80. Redakcja uzasadniła to oszczędnościami i niewielkim zainteresowaniem czytelników Europą Wschodnią (co było prawdą).

Y@HU - Na jakich deejayach wzorował się Pan - od kogo uczył się tajników zawodu – proszę podać nazwiska ?

Stanisław Danielewicz – Nie za bardzo pamiętam – chodziłem na dyskoteki w Anglii, a tam w klubie bywało, że co dzień grywał inny DJ... Tam oglądałem – i przenosiłem to, co widziałem, do swoich produkcji.

Y@HU - Skąd brał Pan płyty, nagrania, muzykę graną w dyskotekach i jaka to była muzyka ( style ) ?

Stanisław Danielewicz – Płyty na początku kupowałem, tak jak wszyscy – poprzez znajomych muzyków wyjeżdżających za granicę, w komisach i od marynarzy. Potem, od 1973 roku, gdy regularnie przebywałem po kilka miesięcy w roku w Anglii i tam pracowałem – przywoziłem z Anglii.

Y@HU – Pamięta Pan wykonawców, tytuły nagrań – proszę wymienić kilku / kilka ?

Stanisław Danielewicz – Oj, trudne pytanie. Bo co innego grało się w roku 1970, a co innego w drugiej połowie lat 70. Więc dość chaotycznie wspomnę kilka ulubionych płyt z różnych okresów: LP Ringo Starra z wesołymi, rytmicznymi piosnkami świetnymi do dośpiewywania chórków; wczesnego Barry’ego White’a, wczesną Donnę Summer.

Zawsze, do dziś, mam w repertuarze “Let’s Twist Again” Ch.Checkera, “Hard Day’s Night” i “Can’t Buy me Love” Beatlesów, “Rock Around the Clock”. Ale najbardziej lubiłem chyba takie kapele, jak Earth, Wind and Fire, Chicago, Kool and the Gang. Ich utworów nigdy nie pomijam na żadnej imprezie – i o dziwo, dzisiejsza młoda publika też je kocha!




Y@HU - Co sądzi Pan o tzw. "weryfikacjach" dla prezenterów ?

Stanisław Danielewicz – Idiotyzm, wynikły z komunistycznej idei rządzenia wszystkim, co się da rządzić.

Y@HU - Deejaye dostawali takie weryfikacje na 2 czy 3 lata - co znaczyłoby, że byli dobrzy, grali a po tych 3 latach mogli nie zdać ponownych weryfikacji i - co(?) - odpaść z zawodu ? Twierdzono wtedy, że deejay mógł być dobry, ale mógł się też "zepsuć" i zacząć źle grać. No to odbierano mu wtedy weryfikacje. Co Pan o tym sądzi ?

Stanisław Danielewicz – To był oczywiście system korupcjogenny – DJ-e musieli się z reguły przypochlebiać członkom “komisji weryfikacyjnej”, a to jakieś płyty “sprzedać” za grosze, a to jeszcze w inny sposób.

Y@HU - Jakie jest Pana zdanie na temat zmian jakie zaszły w zawodzie discjockeya i samych dyskotekach - w okresie, który Pan pamięta ?

Stanisław Danielewicz – Dziś DJ jest królem klubów, gwiazdą, ma afisze i do klubu często idzie się “na DJ-a”. Dawniej szło się do klubu, bo był jeden w okolicy. Więc jakby prestiż DJ-a wzrósł niepomiernie. Jakość? – różnie....

Y@HU - Jaką muzykę grało się w tamtych / pionierskich czasach – wczesne lata ‘70 ?

Stanisław Danielewicz – Ja w pionierskim okresie uwielbiałem grać utwory Beatlesów, niektóre Rolling Stonesów (np. Sympathy For the Devil), i wszystkie te z pogranicza rocka i bluesa, jak Cream, Derek and the Dominoes itd.

Y@HU - Czy może Pan krótko scharakteryzować (na podstawie własnej wiedzy, doświadczeń i wspomnień) poniższe postacie (deejaye lub tzw. działacze), które miały większy lub mniejszy, ale bardzo istotny wpływ na polskie dyskoteki i deejayów w latach ’70 ?

Stanisław Danielewicz –

Franciszek Walicki – działacz, który chciał też być DJ-em, ale nie za bardzo “czuł” te rolę, więc dość szybko pozostawił sobie rolę “ojca chrzestnego”, do której się bardziej nadawał

Janusz Kondratowicz – miałem z nim niewielki kontakt, więc nie mam zdania

Adam Halber – działacz – ale i brat-łata, o ile wiem dość lubiany w środowisku  za dowcip

Wojciech Mann – nie miałem kontaktu

Maciej Dobrski - nie pamiętam, choć coś mi świta

Jacek Bromski – bardzo dobry prezenter, z klasą i dowcipem

Roman Waschko – znam tylko jako publicystę, pioniera publicystyki poświęconej jazzowi i muzyce pop

Piotr Kaczkowski – znam tylko jako autora programów radiowej Trójki

Witold Pograniczny – patrz wyżej

Dariusz Michalski – chyba nie pamiętam go jako DJ-a

Zbigniew Niemczycki – nie znałem go jako DJ-a, chyba zetknąłem się z nim jedynie gdzieś w Pagarcie

Jana Kras – była pierwszą dziewczyną za konsoletą, publika ja lubiła, druga była Joanna Bańburska, też z Gdańska

Jacek Olechowski – nie znam jako prezentera

Bogdan Bogiel – świetny organizator, miłośnik “czarnej” muzyki

Marek Karewicz – zabijał wszystkich kąśliwym dowcipem, zawsze wiedział skąd wieje wiatr ...

Andrzej Turski – nie znam

Jerzy Kossela – jako DJ nie bardzo w tej roli się sprawdzał. To typ gawędziarza, a nie materiał na DJ-a

Peter Sis – nie znam

Marek Gaszyński – znam tylko z radia

Alan Freeman – to był gość! Legenda! Dopisałbym do tej listy Marcina Jacobsona – z pierwszej polskiej dyskoteki w gdyńskim Lilipucie (rok 1970),  gdzie ja również byłem DJ-em i odpowiadałem za program.


1978 …


Y@HU – Czy znane są Panu, czy otrzymywał / kupował Pan, a może zachował jeszcze gdzieś w swoim archiwum tzw. “deejay single” – pirackie płytki tłoczone przez ‘Tonpress’ na zlecenie Krajowej Rady Prezenterów Dyskotek?

Stanisław Danielewicz – Tak, mam jeszcze ich sporo. Z ich pirackiego charakteru wówczas chyba mało kto zdawał sobie sprawę – ja np. byłem przekonany, że wydawca dogadywał się z właścicielami praw i uzyskiwał od nich koncesje na jakieś małe nakłady... Nigdy wówczas do głowy by mi nie przyszło, że takie płyty mogą być “piratami”...

Y@HU – Pewien znamienity, jeden z najpierwszych pionierów zawodu deejaya dyskotekowego w Polsce, ważny i wieloletni członek Krajowej Rady Prezenterów Dyskotek (KRPD) – zdradził mi pewną tajemnicę historyczną, a mianowicie że: “Grupa - Halber, Dobrski, Fabiański, Konikowski stała na czele puczu, który wyeliminował Franciszka Walickiego z KRPD” - co pozwoliło Halberowi na późniejsze rozwalenie (niechcący - z braku wiedzy czy umiejętności) tej organizacji, "dzięki czemu" kilkudziesięciu prezenterów pionierów ma obecnie problemy z zaliczeniem / uzyskaniem rent i emerytur w pełni wypracowanym wymiarze czyli uznaniem opłaconego okresu składkowego w ZUS kiedy byli tzw. zweryfikowanymi prezenterami dyskotekowymi. Czy wiadomo coś Panu o tym zdarzeniu ?

Stanisław Danielewicz – Nic, ale to interesujące. Sam chętnie bym się więcej dowiedział. Ja się od organizacji za “komuny” trzymałem raczej z daleka. 


1973 - z włoskim zespołem w Londynie


Y@HU - Jaka jest Pana opinia na temat ówczesnej tzw. Krajowej Rady Prezenterów Dyskotekowych (KRPD) ?

Stanisław Danielewicz – Niewiele pamiętam, ale to był chyba trochę organ obronny, coś w rodzaju lobby “na rzecz”, więc jeśli przyczynił się choć trochę do ugruntowania prestiżu, rangi DJ-ów – to chyba dobrze ? Ale czy tak było? – nie bardzo wiem.

Y@HU - Ile lat był Pan deejayem dyskotekowym i jakie odnosił sukcesy ?

Stanisław Danielewicz – Jak wspomniałem, od roku 1970. I mocno byłem w tę działalność zaangażowany do końca lat 70. Później – teraz zresztą również – pracuję jako DJ sporadycznie. Częściej grywam na fortepianie z zespołami jazzowymi (swing i dixieland). Jako DJ chętnie obecnie oprócz płyt wykorzystuję instrument, dogrywając na żywo solówki do granych z płyt utworów.

Y@HU - Jaka jest Pana opinia na temat ówczesnych tzw. kursów zawodowych dla prezenterów dyskotekowych ?

Stanisław Danielewicz – Nigdy w takim nie brałem udziału. Natomiast napisałem kilka rozdziałów do podręcznika dla DJ-ów wydanego przez COMUK w Warszawie. Jeśli ktoś chciał – to kupował i czytał.

Y@HU – Jaka jest Pana opinia na temat ówczesnej tzw. Komisji Weryfikacyjnej dla Prezenterów Dyskotekowych – jakiemu celowi miała służyć i czy była niezbędna ?

Stanisław Danielewicz – Owa komisja była zbędna i szkodliwa; dlaczego np. autor tekstów piosenek (członek komisji) miał najlepiej wiedzieć, czy dany prezenter sprawdzi się w tej czy innej dyskotece? Od tego jest właściciel czy szef dyskoteki...









Y@HU - Czy to są (scany powyżej) te papiery słynnej i legendarnej kategorii 'S' ?

Stanisław Danielewicz – Dokładnie nie pamiętam, ale wydaje mi się, że tylko ten papier z kwota 400 zł dotyczył na pewno kategorii "S". Takie uprawnienia do takiej kwoty / tak wysokiego jak ówczesne czasy honorarium miało kilkanaście osób w Polsce. Co do późniejszych weryfikacji z mniejszymi kwotami nie jestem pewny, może to być kategoria "A". W tamtych czasach ciągle jakieś papiery otrzymywałem. Tylko kilka (jak widać) się zachowało.

Y@HU - Na jednym z zebrań postanowiono zakazać prawa do pracy i wykonywania zawodu deejaya Janowi Pawulowi – (znanemu deejayowi z Dolnego i Górnego Śląska) za to, że pisano o nim, a nie o prezenterach z KRPD w angielskich i amerykańskich pismach dyskotekowych i dla deejayów (powodów zresztą było wiecej). Prowodyrem tej akcji był podobno Halber (vide link: http://dyskoteki-deejaye-prl.blogspot.com/p/casus-adam-halber-czyli-ohydne.html
Czy zna Pan ten fakt i wie coś o tym haniebnym zdarzeniu ?

Stanisław Danielewicz – Nie, pierwsze słyszę.

Y@HU – Faktem jest także, że niżej wypisani z imienia i nazwiska występowali w różnych dyskotekach jako tzw. prezenterzy. Czy wiadomo coś Panu aby zdawali egzaminy przed komisją weryfikacyjną aby uzyskać tzw. uprawnienia do grania w dyskotekach czy może uzyskali uprawnienia innym sposobem – jakim i jakie to były uprawnienia ? Czy dotyczyły ich w tej sprawie te same zasady które dotyczyły wszystkich innych prezenterów czy może jakieś inne zasady czy przywileje ?

Franciszek Walicki, Jacek Olechowski, Bogdan Bogiel, Jana Kras, Jerzy Kosela, Jacek Bromski, Roman Waschko, Marek Gaszyński, Piotr Kaczkowski, Witold Pograniczny, Dariusz Michalski, Zbigniew Niemczycki, Krzysztof Szewczyk, Marek Karewicz, Wojciech Mann, Andrzej Turski, Roger Gregorowicz, Adam Halber, Maciej Dobrski ?

Stanisław Danielewicz – Wiem, że uprawnienia kategorii “S” (najwyższej) nadawało Ministerstwo Kultury i Sztuki. Sam takie uzyskałem. Nie musiałem nic robić – po prostu napisałem podanie, dołączyłem spis (bardzo obfity) swoich publikacji o muzyce – i to wystarczyło. Myślę, że podobnie mogli postąpić niektórzy z wyżej wymienionych, oczywiście ci, którzy mieli publikacje czy audycje radiowe. Pewnie tak to wyglądało.

Y@HU - Jaka jest Pana opinia na temat ludzi, którzy wówczas tym wszystkim sterowali: Franciszek Walicki, Adam Halber, Maciej Dobrski, Janusz Kondratowicz, itp. ?

Stanisław Danielewicz – Już o nich wspominałem wyżej – co człowiek, to inne wspomnienie. Z Walickim parę razy ściąłem się na łamach prasy, mając mu za złe jego podpis pod artykułem “My się brzydzimy taka gazetą”, napisanego przez “starych gdyńskich komunistów” i opublikowanym tuż przed stanem wojennym w “Głosie Wybrzeża”. Niemniej przemawia mi obecnie bardziej niż uprzednio interpretacja Walickiego, że artykuł ten nie miał na celu walki z “Solidarnością”, lecz był sprzeciwem wobec hipokryzji niektórych dawniej prominentnych współpracowników reżimu, którzy “na fali” zmienili przekonania o 180 stopni. Rzeczywiście, jest w tym sporo racji, ale z drugiej strony chyba “starzy gdyńscy komuniści” z Walickim na czele w momencie publikacji artykułu nie wykazali się zrozumieniem szalenie trudnej sytuacji. A podobno tylko krowa nie zmienia poglądów...

Z drugiej strony, dzięki swoim koneksjom, Walicki mógł być prekursorem paru bardzo pozytywnych wydarzeń w świecie pop-kultury. Nawet nie idzie mi o zespół Rhythm and Blues, ale głównie o pismo ‘Musicorama’, pierwszy na poziomie magazyn poświęcony muzyce pop i rock w Polsce (lata 70).

Y@HU - Czy znani byli Panu / są FINALIŚCI PIERWSZEGO OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU PREZENTERÓW DYSKOTEK – WROCŁAW 1973(!!): Włodek Preyss, Benek Patocki, DJ Eddie, Jacek Olechowski, Maciej Dobrski, Yahu Pawul, Ryszard(?) Mazur, Darek Śmietański, inni ??

Stanisław Danielewicz – Włodka Preyssa znałem osobiście, to spory talent aktorski, ale chyba dość trudny w towarzystwie. Jako DJ uosabiał typowo aktorskie podejście do zawodu, brylował na scenie. Inni ? Nazwiska pamiętam, ale żadnych szczegółów.


1968 - Dixiland Sextet
(Stanisław gra na akordeonie)


Y@HU - Czy znani byli Panu / są polscy deejaye z lat ’70 i czy może Pan napisać o każdym z nich kilka słów charakterystyki: Bogdan Bogiel, Bogdan Wojnar, Wojtek Pawłowski, Krzysztof Woźniakowski, Andrzej Paszkiewicz, Sławek Drygalski, Hieronim Wrona, Maciek Taras, Kazik Jarząbek, Jurek Kindla, Jan Bowdór, Bogdan Tyc, Krzysztof Sochowski, Andrzej Matuszek, Reinhold Rolland, Jacek Pluta, Bartek Tęskny, Gabek Wydra, Wojciech Zamorski, Piotr ‘kumys’ Kobyłecki, Janusz Nowak, Andrzej Karwan, Andrzej Haponiuk, Janusz Kasprowicz, Jan Sokołowski, Ryszard Matejko, Fero Labuda z Bratislava, Czesław Gazda (manager), Andrzej Bogusławski (manager), Adam Koszycki (manager), Krzysztof Rogala (manager), Jerzy Grunwald, Krzysztof Wodniczak, Roger Gregorowicz, Wojtek Jasiński ?

Stanisław Danielewicz – O Bogielu już wspominałem. Bardzo dobry organizator, nieustannie się kształcący, znający swoje miejsce. Miłośnik “czarnej” muzyki disco i R&B.

Andrzej Haponiuk – miałem z nim kontakt towarzyski, zdaje się nieźle dbał o swoje interesy, pamiętam go jako człowieka towarzyskiego i chyba dowcipnego.

Krzysztof Wodniczak - znam go od lat, ale wyłącznie jako publicystę. I uważam, że w tej dziedzinie zrobił ogromny postęp – od “mniej niż zero” do jakiejś przyzwoitej w miarę normy.

Roger Gregorowicz – podobał się dziewczynom, przystojniak, no i ogólnie dobrze sobie radził w dyskotece. A co do innych- to nie mam zdania, choć znam niektóre nazwiska.

Y@HU - Czy wiadomo Panu coś o fakcie, że pierwsze w Polsce uprawnienia zawodowe prezentera dyskotek w 1973 roku mogły otrzymać jedynie osoby posiadające dyplom wyżej uczelni dziennikarskiej. Potem zezwolono na wydawanie takich weryfikacji osobom posiadającym jakikolwiek dyplom wyższej uczelni, a następnie obniżono wymagania i postawiono barierę w postaci posiadania tzw. komunistycznej (nie wiele wartej(!) matury ?

Pierwsze oficjalne weryfikacje dla prezenterów w Polsce zorganizowano w czerwcu 1974 roku. Powołano wtedy 11 osobową Państwową Komisją Kwalifikacyjną dla prezenterów dyskotek. Szefem owej komisji został Franciszek Walicki. A co z tymi wcześniejszymi weryfikacjami czy tzw. “uprawnieniami” dla prezenterów w oparciu o które już w 1973 roku pracowali niektórzy deejayepionierzy ?

- Co to były za weryfikacje / uprawnienia
- kto je wydawał i jak wydawał
- komu je wydawano i dlaczego
- na jakiej zasadzie wydawano takie weryfikacje ?

Stanisław Danielewicz – Sam miałem takie “najwcześniejsze” uprawnienia, wydawało je Ministerstwo Kultury i Sztuki. Powyżej opisałem, jak to się odbywało, przynajmniej w stosunku do mojej osoby. Później chyba stawałem przed komisją, w której zasiadał m.in. Walicki i o ile pamiętam Kondratowicz, no i bez przeszkód potwierdziłem swoje uprawnienia. No, ale byłem wówczas dość popularnym publicystą, korespondentem NME na kraje Europy Wschodniej, więc chyba byłoby głupio, gdybym tego papierka nie otrzymał?

Y@HU – Czy zgadza się Pan z mocno naciąganym(!) twierdzeniem, że pierwszą profesjonalną dyskoteką w Polsce była otwarta w 1970 roku przez Franciszka Walickiego w sopockim Grand Hotelu dyskoteka ‘Musicorama’ – czy może znane są Panu dyskoteki, które działały wcześniej ?

Stanisław Danielewicz – Już pisałem – moja pamięć co do dat zawodzi, ale faktem jednak jest to, że działalność jako DJ rozpocząłem jeszcze przed ‘Musicoramą’ i ‘Liliputem’. Były to pojedyncze imprezy w domach kultury na przełomie 1969/1970. Ponad wszelką wątpliwość „Musicorama’ nie była pierwszą dyskoteką w Polsce !!

Y@HU – Czy zgadza się Pan z innym mocno naciąganym(!) twierdzeniem, że Franciszek Walicki to “ojciec polskiej dyskoteki i deejayów” ? Czy zna Pan deejayów którzy działali przed DJ Walickim ?

Stanisław Danielewicz – Nie, Walicki, który ma inne zasługi, “ojcem chrzestnym” deejayów został chyba trochę na wyrost. Owszem, w pewnym momencie zdominował komisję przyznającą uprawnienia, ale nie miał wpływu – żadnego - na kształt artystyczny show poszczególnych DJ-ów, bo sam był miernym prezenterem, więc na pewno nikt z niego przykładu nie brał.

Co do okresu “przed Walickim”, to mogę tylko mówić o Trójmieście, gdzie chyba do pionierów należeli: wspomniany Marcin Jacobson, Jana Kras, Jurek Kosela (zresztą w dyskotece nie za bardzo się sprawdzający), Krzysztof Szewczyk, no i ja.

Y@HU - Dlaczego porzucił Pan / zrezygnował z wykonywania zawodu discjockeya dyskotekowego ?

Stanisław Danielewicz – Ależ nic nie rzuciłem! Nadal zdarza mi się grać, gdy mnie zapraszają! Co prawda są to z reguły imprezy typu “lata 60”, “Lata 70” , “soul & blues”, zwłaszcza imprezy spod znaku “smooth jazz”, ale jednak...

Y@HU - Czy brał Pan w jakikolwiek sposób udział w Pierwszym Ogólnopolskim Turnieju Prezenterów Dyskotek – Wrocław 1973 ?

Stanisław Danielewicz – Nie.




Y@HU – Co Panu wiadomo o ‘RAPORCIE O STANIE POLSKICH DYSKOTEK’ – napisanym skrycie i w tajemnicy przez Franciszka Walickiego dla ówczesnych komunistycznych władz – raporcie o którym w amerykańskim piśmie Billboard oraz swojej książce “Cylinder i Adidasy” - pisał Roman Waschko ?

{ Roman Waschko – działacz jazzowy, dziennikarz piszący dla pisma Radar, Sztandar Młodych (rubryka - “Muzyka Niepoważna”), Kulisy, Billboard (USA), itp. Zasiadał w Komisji Weryfikacyjnej dla Prezenterów Dyskotek będąc niejako wzrocem i guru dla młodych polskich discjockeyów. W końcu po latach (jak ujawnił IPN) okazał się tajnym agentem komuchów czyli SB - kablującym dla własnej wygody i korzyści na kogo popadło i ile popadło. Ciekawe ilu znich – tych ówczesnych “wzorców i guru” władających wówczas polskimi dyskotekami i deejayami okaże się także sługusami komuchów i agentami SB }

Artykuł możliwy do przeczytania na internetowej stronie archiwum pisma ‘Billboard’ (str.63, 73): pod poniższym linkiem:

http://books.google.pl/books?hl=pl&id=GyQEAAAAMBAJ&q=roman+waschko+-+disc+jockey+in+poland&redir_esc=y#v=onepage&q=roman%20waschko%20-%20disc%20jockey%20in%20poland&f=false

Stanisław Danielewicz – Już nic na ten temat nie pamiętam. I tylko mi przykro, gdy czytam, że ktoś, kogo za coś tam ceniłem, okazuje się byłym agentem SB...

Y@HU - Co innego robił Pan w życiu poza zawodem deejaya ?

Stanisław Danielewicz – Jestem publicystą muzycznym, kończę pisać obszerną historię trójmiejskiego jazzu w latach 1945 - 2010. Poza tym wykonuję zawód tłumacza języka angielskiego.

Y@HU – Czy utrzymywał Pan w tamtych czasach kontakty zawodowe z deejayami (nazwiska) z USA, UK, itp. ?

Stanisław Danielewicz – Nie, poza okazjonalnymi pogaduszkami na imprezach w Londynie – ale żadnych bliższych znajomości.

Y@HU - Czytałem gdzieś że internowano czy aresztowano Pana za pańskie polityczne "pociągnięcie" w stanie wojennym za artykuł w ‘Dzienniku Bałtyckim’ określanym skrótowo "WRONA SKONA".

Był Pan już wtedy deejayem i autorem poczytnej rubryki o muzyce pop. Jak Pana internowano / aresztowano - jak długo i gdzie Pana komuchy trzymały i jakie fakty są z tym zajściem powiązane ?

BYŁ PAN JEDYNYM W NASZEJ HISTORII INTERNOWANYM DEEJAYEM – co ma swoją ważną wymowę historyczną. Mam na myśli to że to nie Pan dostał medale i honory jakie dostał na przykład Walicki, ale także Kondratowicz czy Halber. To taka historia, która stoi go góry nogami ...

Stanisław Danielewicz – Póki co, z braku czasu, pokrótce o moich "wojennych" przygodach. Za publikację z hasłem “WRONA SKONA” składającą się z pierwszych liter w akapitach zostałem po miesiącu zastanawiania się przez SB (co z tym fantem zrobić?) aresztowany i przesiedziałem w areszcie w Gdańsku 9 miesięcy i 17 dni. Odbyły się w tym czasie 3 rozprawy przed Sądem Marynarki Wojennej, groziło mi w trybie doraźnym od 3 do 15 lat wiezienia. Ponieważ uparcie twierdziłem, że to „przypadek” i nigdy się nie przyznałem, komunalni mieli ze mną duży problem. Po trzecie rozprawie w Sądzie Marynarki Wojennej na Kamiennej Górze w Gdyni wyprowadzono mnie z sali, po raz pierwszy nie założono kajdanek, siedziałem sam na korytarzu, a potem wszyscy sobie gdzieś poszli i budynek był zupełnie pusty. Drzwi wyjściowe otwarte.

Pomyślałem: komuna nie wie, co ze mną zrobić, bo proces ich ośmiesza, wiec pewnie wolą, bym uciekł ... i tym samym pośrednio przyznał się do winy. Albo gdzieś tu czyhają i wreszcie jak mnie złapią będą mieli konkretne przestępstwo - próbę ucieczki. A może po prostu zastrzelą mnie przy próbie ucieczki? Wiec nie uciekłem, siedziałem prawie do wieczora i czkałem. Wreszcie przyjechali po mnie "suką" z aresztu i zabrali. A po kilku dniach wypuścili bez słowa, śledztwo umorzono z powodu braku dowodów winy. W areszcie śledczym poznałem wspaniałych ludzi, z którymi do dziś się przyjaźnię, byli to organizatorzy demonstracji, organizatorzy strajków, jeden chłopak (jak się później dowiedziałem) tworzył grupy dywersyjne dla siania propagandy wśród wojskowych i milicji. Szeroki wachlarz charakterów. Byli też i prowokatorzy, ale o tym dowiedziałem się dopiero po wielu latach, z IPN.



Stanisław Danielewicz pisał regularną rubrykę w "Dzienniku Bałtyckim" w której zamieszczał informacje o muzyce pop. W stanie wojennym (12.02.82 ) napisał artykuł, którego pierwsze litery każdego akapitu układają się w napis: "WRONA SKONA".  Za to sprytne i  odważne polityczne pociągnięcie aresztowano go i internowano. Powyżej scan tego artykułu.


WRONA SKONA - W stanie wojennym w Polsce działała Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON) – zwana przez naród WRONA. Mówiono tak też na ówczesne, komunistyczne godło Polski czyli orła bez korony.
__________________________________________________________


Y@HU - CZY KTOŚ ZE ŚRODOWISKA DEEJAYSKIEGO, ITP. WOGÓLE WTEDY (ten areszt, sprawy sądowe) POMAGAŁ PANU - czy pomagali Panu ci którzy w pierwszej kolejności powinni: Franciszek Walicki, Janusz Kondratowicz, Marek Gaszyński, Roman Waschko, Zbigniew Niemczycki, Krzysztof Szewczyk, Witold Pograniczny, Piotr Kaczkowski, Jacek Bromski, Adam Halber (KRPD), Maciej Dobrski (KRPD), a może koledzy z wybrzeża: Jan Kras, Jerzy Kosela, Marcin Jacobson, Roger Gregorowicz i inni ?

A MOŻE KTOŚ PO PROSTU ZWYCZAJNIE I PO LUDZKU WSPÓŁCZUŁ PANU - ALBO TYLKO CIESZYLI SIĘ JAWNIE LUB SKRYCIE Z PAŃSKIEGO NIESZCZĘŚCIA ??

Stanisław Danielewicz – Po aresztowaniu otrzymywałem istotną pomoc od środowiska dziennikarskiego. Działało wtedy podziemne ‘Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich’ - i zarówno nagłaśniało moją sprawę, jak i udzielało skromnej bo skromnej, ale istotnej pomocy rodzinie. Środowisko DJ-skie w tym nie uczestniczyło, nie odezwało się, ani w trakcie aresztowania, ani po tym, jak opuściłem areszt.

Y@HU – Jaka jest Pańska opinia na temat niżej wymienionych zagranicznych książek poświęconych w całości(!) historii dyskotek i deejayów – czy wszystkie te książki opisują prawdziwą historię czy może niektóre z nich prezentują lekko naciąganą czy wręcz sfałszowaną przez autora historię ? Które z tych historycznych książek polecił by Pan polskim deejayom / czytelnikom ?

* This business of Disco by Radclife Joe
* Disco by Albert Goldman
* Turn the beat around by Peter Shapiro
* Last Night A DJ Saved My Life by Bill Brewster, Frank Broughton
* My Life And The Paradise Garage - Keep On Dancing by Mel Cheren
* Saturday Night Forever - Jussi Kantonen
* Love Saves the Day - by Tim Lawrence
* The Disco Files 1973 – 78 by Vince Aletti
* And Party Every Day (the inside story of Casablanca Records) by Larry Harris
* The Record Players by Bill Brewster & Frank Broughton

Stanisław Danielewicz – Są to pozycje nieporównywalne. Od prostych kompilacji po rozważania o charakterze socjologicznym. Z tego punktu widzenia każda z nich niesie pewne wartości, aczkolwiek czas zweryfikował wiele twierdzeń.

Y@HU – Poroszę napisać kilka słów opinii o podobno największych w latach ’70 deejayach, gwiazdach na świecie – czy rzeczywiście wszyscy oni / poniżej wymienieni - zasługiwali na takie miano czy było to nadużycie – ŚCIEMA – jak byśmy to mogli powiedzieć dzisiaj ?

David Mancuso –
Richie Kaczor -
Nicky Siano -
Tom Savarese -
Larry Levan -
Francis Grasso -
Bobby Viteritti -
Tony Smith -
John 'Jellybean' Benitez -
Bobby Guttadaro -
Steve D'Acquisto -
Walter Gibbons -
Michael Capello -
Francis Kevorkian -
Tee Scot -
Paul Casella –
Frankie Knuckles -

Stanisław Danielewicz – Jak wspomniałem, w latach 70. byłem stałym bywalcem londyńskich klubów – ale wstyd się przyznać, żadnych nazwisk nie pamiętam! A poza Londynem (i Berlinem Zachodnim lat ‘80) innych doświadczeń w śledzeniu trendów dyskotekowych nie mam. Przekazy video za bardzo mi nie odpowiadały, zawsze byłem zwolennikiem oglądania “na żywo”.

Y@HU – Jaka jest Pańska opinia na temat niżej wymienionych polskich książek zawierających jedynie po kilka stron na temat polskiej historii dyskotek i deejayów ?

- czy książki te opisują prawdziwą historię czy może prezentują lekko naciąganą czy wręcz sfałszowaną przez autora historię ?

- które z tych historycznych już dzisiaj książek polecił by Pan polskim deejayom / czytelnikom ?

· Szukaj Burz Buduj – Franciszek Walicki
· Cylinder i Adidasy – Roman Waschko
· ABC prezentera dyskoteki – Franciszek Walicki, Marek Gaszyński, Adam Halber

Stanisław Danielewicz – W kontekście historycznym – do każdej warto zajrzeć. Pamiętając, w jakich czasach powstały. Więc tylko dla historii. I może coś mówią o autorach...

Y@HU – Czy otrzymywał Pan w tamtych czasach (tak jak wielu deejayów na świecie i paru w Polsce) promocyjne płyty dla deejayów z wytwórni płytowych w USA czy UK, itp. ?

Wytwórnie płytowe z USA: Atlantic, Cotilion, Salsoul, TK, PIP, De-Lite, RCA, Columbia, MCA, Casablanca, Arista, Ariola, Disconet, Avi, Buddah, Brunshwick, Capitol, Epic, London, Motown, Electra, Philadelphia International, Polydor, Prelude, Private Stock, RSO, Solar, Warner Brothers, West End, Westbound ...

Wytwórnie płytowe z UK: Virgin, EMI, Harvest, RAK, Bell, PYE ...

Stanisław Danielewicz – Nie, zawsze sam kupowałem. Natomiast czasem otrzymuję do recenzji płyty jazzowe od wytwórni w USA. No i miałem dostęp do wszystkich prawie płyt rockowych recenzowanych przez NME w latach 1973-1988.

Y@HU – Czy utrzymywał Pan w tamtych czasach kontakty zawodowe z fachowymi czasopismami dla deejayów - czytał je Pan regularnie albo chociaż od czasu do czasu:

Billboard Disco Sourcebook, Lee Zhito editor
Melting Pot - USA - Bob Casey editor
Disco Star , New York , USA , Art E. Scott editor
Progressive Platter, Boston, USA, Cosmo Wyatt editor
Disco Gossip magazine , Chicago , USA , Alfred Cain editor
Disco News , New York , USA , Scott Anderson editor
Discothekin' , New York , USA , Alex Kabbaz editor
Discotheque , Los Angeles , USA , Bernard Blain editor
Disco World , New York , USA , Susan Friedman editor
Discotrade , New York , USA , Nicole Sehmon editor
Mix Master , New York , USA , Michael Gomez
Steppin' Out , Los Angeles , USA , Jeff Kutash editor
DISCONET mixed records + magazine , New York , USA
Dee Jay Monthly , London , UK , Ben Cree editor and NADJ President
Disco Mirror , London , UK , editor (?)
Disco International , London , UK , Gerry Gilbert editor

Stanisław Danielewicz – Chyba tylko jedno czy dwa pisma londyńskie, i to sporadycznie. Pod koniec lat 70.

Y@HU – Czy utrzymywał Pan w tamtych czasach kontakty zawodowe z pierwszymi na świecie organizacjami zrzeszającymi deejayów dyskotekowych:

NADJ ( National Association of Discjockeys ) President Ben Cree, London, UK
NADD ( National Association of Disco Dee Jays ) President Robert J. Casey, New York, USA

Stanisław Danielewicz – Nie

Y@HU - Kim jest Pan i co porabia dzisiaj ?

Stanisław Danielewicz – Już wspominałem – publicystą muzycznym, tłumaczem języka angielskiego, pianista jazzowym (swing, dixieland)... i sporadycznie DJ-em.

Y@HU - Co poradził by Pan dzisiejszym deejayom ?

Stanisław Danielewicz – Być sobą i dobrze się rozglądać wokół.

Y@HU - Co chciałby Pan dodać od siebie do tego wywiadu ?

Stanisław Danielewicz – Jeśli znajdę czas- doślę może jakieś ciekawostki w formie obrazków, np. może odnajdę jakieś “papiery” weryfikacyjne?

Y@HU - Dzięki za rozmowę

Stanisław Danielewicz – Dzięk You.


foto z roku 2009


11 październik 2010

______________________________________________________


Postscriptum - -

List do Stasia …
… napisane pod wpływem - fragmentu wywiadu i listu deejaya pioniera Stanisława Danielewicza …

Y@HU - Czytałem gdzieś, że internowano czy aresztowano Pana za pańskie polityczne "pociągnięcie" w stanie wojennym za artykuł w Dzienniku Bałtyckim określanym skrótowo "WRONA SKONA". Był Pan już wtedy deejayem i autorem poczytnej rubryki o muzyce pop. Jak Pana internowano / aresztowano - jak długo i gdzie Pana komuchy trzymały i jakie fakty są z tym zajściem powiązane ?

BYŁ PAN JEDYNYM W NASZEJ HISTORII INTERNOWANYM (za działania polityczne przeciwko komunie) DEEJAYEM – co ma swoją ważną wymowę historyczną. Mam na myśli, to że to nie Pan dostał w swojej ojczyźnie o której wolność Pan walczył medale i honory jakie dostał na przykład Franciszek Walicki, ale także Janusz Kondratowicz czy Adam Halber. Historia stoi w tym przypadku do góry nogami ...


----- Original Message -----
From: Stanisław Danielewicz
To: "YAHUDEEJAY"
Sent: Friday, September 03, 2010 10:08 PM

Póki co, z braku czasu, pokrótce o moich "wojennych" przygodach. Za publikację z hasłem WRONA SKONA w akapitach zostałem po miesiącu zastanawiania się przez SB (co z tym fantem zrobić?) aresztowany i przesiedziałem w areszcie w Gdańsku 9 miesięcy i 17 dni. Odbyły się w tym czasie 3 rozprawy przed Sądem Marynarki Wojennej, groziło mi w trybie doraźnym od 3 do 15 lat wiezienia. Ponieważ uparcie twierdziłem, że to „przypadek” i nigdy się nie przyznałem, komunalni mieli ze mną duży problem. Po trzecie rozprawie w Sądzie Marynarki Wojennej na Kamiennej Górze w Gdyni wyprowadzono mnie z sali, po raz pierwszy nie założono kajdanek, siedziałem sam na korytarzu, a potem wszyscy sobie gdzieś poszli i budynek był zupełnie pusty. Drzwi wyjściowe otwarte. Pomyślałem: komuna nie wie, co ze mną zrobić, bo proces ich ośmiesza, wiec pewnie wolą, bym uciekł ... i tym samym pośrednio przyznał się do winy. Albo gdzieś tu czyhają i wreszcie jak mnie złapią będą mieli konkretne przestępstwo - próbę ucieczki. A może po prostu zastrzelą mnie przy próbie ucieczki?

Wiec nie uciekłem, siedziałem prawie do wieczora i czkałem. Wreszcie przyjechali po mnie "suką" z aresztu i zabrali. A po kilku dniach wypuścili bez słowa, śledztwo umorzono z powodu braku dowodów winy. W areszcie śledczym poznałem wspaniałych ludzi, z którymi do dziś się przyjaźnię, byli to organizatorzy demonstracji, organizatorzy strajków, jeden chłopak (jak się później dowiedziałem) tworzył grupy dywersyjne dla siania propagandy wśród wojskowych i milicji. Szeroki wachlarz charakterów. Byli też i prowokatorzy, ale o tym dowiedziałem się dopiero po wielu latach, z IPN.

Pozdrawiam S. Danielewicz


DLA MNIE JEST PAN ABSOLUTNIE I NIEPODWAŻALINIE DEEJAYSKĄ IKONĄ I AUTENTYCZNYM BOHATEREM - KONIEC KROPKA !!

BOŻE CO TO ZA ŚRODOWISKO JEST W TEJ POLSCE ?!! PRZEZ 40 LAT NIC O PANU NIKT MI NIE WSPOMNIAŁ NAWET. WSZYSTKICH ZACZEPIAM, PYTAM - SZUKAM HISTORII - I DOPIERO SAM I PRZYPADKIEM NA PANA WPADŁEM. A ONI WSZYSCY CO ?? – NIE ZNAJĄ PANA ?? NIC NIE WIEDZIELI O PRZEŚLADOWANIACH KOMUCHÓW ??

LUDZIE W TYM ŚRODOWISKU JACYŚ ZAZDROŚNI, ZAWISTNI, SZTUCZNIE TAJEMICZY I ZAMKNIĘCI - DIABLI WIEDZĄ PO CO I DLACZEGO. WYGLĄDA TO TAK JAKBY KAŻDY MIAŁ COŚ DO UKRYCIA, CZEGOŚ SIĘ WSTYDZIŁ CZY BAŁ ...

JAK ROBIĘ TO SAMO Z LUDŹMI Z USA, UK, CZY ITALII TO MAM PEŁNY I SZCZERY, OTWARTY ODZEW / MAX WSPÓŁPRACĘ. DLATEGO MAM PRAWIE 200 REWELACYJNYCH ZAGRANICZNYCH WYWIADÓW – (solidny kawał totalnie nieznanej wcześniej historii disco i deejayów) I MNIEJ NIŻ 20 POLSKICH. TE RÓŻNICE POKAZUJĄ JASKRAWO JAKA TĘPA KOŁTUNERIA TWORZYŁA PRZED PONAD 40 - 30 LATY POLSKIE ŚRODOWISKO DYSKOTEKOWE I DEEJAYSKIE. PRZY SPISYWANIU HISTORII NIE MOŻNA NA TAKICH LICZYĆ. MOŻNA SKRÓTOWO OKREŚLIĆ TAKIE LUDKI, ŻE TO MAX SZKODNIKI, EGOISTYCZNI ANTYLUDZIE I ANTYOBYWATELE ...

***

W latach ’70 i ’80 pisałem podobne jak Pan Panie Stanisławie artykuły do fachowych pism deejayskich w USA i UK, otwarcie i mocno krytykujące komunę oraz cały ten ówczesny dyskotekowo deejayski syf z weryfikacjami i krajową radą prezenterów w roli głównej. To było dość wtedy groźne i dobrze, że nikt tu (poza mną) tych fachowych pism disco / deejayskich nie dostawał / nie czytał - no bo wtedy na 100% ba na 2000% zakablowali by na mnie, a SB wsadziło by mnie do wpierdla albo i łeb w tajemnicy odstrzeliło czy utopiło z kamieniem u szyi.

SCANY KILU TAKICH ARTYKUŁÓW WIDOCZNE SĄ TU:
http://dyskoteki-deejaye-prl.blogspot.com/p/yahu-pawul-yahudeejay-zdeptane-marzenia.html 

Na tej podstawie (te moje krytykujące komunistyczne dyskoteki i deejayów artykuły) wiosną 1989 roku dostałem niemal azyl polityczny w USA – ot tak od ręki, bez najmniejszych nawet problemów i wysiłku. Przesłuchujący mnie urzędnik Urzędu Emigracyjnego w Los Angeles był tylko ciężko zdziwiony, że “po takich artykułach siedzę przed nim cały i zdrowy, a nie leżę gdzieś w błotnistym polskim w grobie” ...

Oni tam w USA dobrze wiedzieli jak komuna rozprawiała się ze swoimi wrogami. Pana aresztowali – mnie się udało. Udało mi się może dlatego, że zacofane polskie środowisko dyskotekowe nie miało kontaktów z fachowymi pismami dla deejayów z USA czy UK i nie donieśli na mnie tak jak zakablowano na Pana !? Gdyby o mnie wtedy wiedzieli (o moich artykułach) to bez wątpienia był bym drugim polskim deejayem internowanym w czasie stanu wojennego, a może i martwym deejayem zważywszy, że w tamtych czasach niczego nie można było być pewnym. Jednych mordowali innych oszczędzali ...

W połowie lat ’80 pewien śląski “zweryfikowany” deejay z którym blisko współpracowałem (dlatego miał pewne wiadomości o moich zagranicznych kontaktach) członek krajowej rady prezenterów dyskotek (KRPD) doniósł na mnie i przekazał Maciejowi Dobrskiemu czy Adamowi Halberowi pewien maleńki artykulik na mój temat z angielskiego pisma dla deejayów. Oburzenie Halbera i niejakiego Dobrskiego – władców owej rady było ogromne. “Jak to ?!” – krzyczeli – “jakiś Pawul, który do nas nie należy i nie ma weryfikacji jest najbardziej znanym polskim deejayem poza Polską, dostaje masowo płyty, itp. ?? Zniszczyć łobuza, a setki promocyjnych płyt z USA i UK, które idą każdego roku na jego adres przekierować na adres KRPD”.

Rada radziła wtedy długo co ze mną zrobić, “jak mnie zniszczyć” – no i uradzili, że roześlą pisma do: ZPR, do komitetów wojewódzkich ZMS (przybudówka PZPR dla młodzieży) i do Wydziałów Kultury Urzędów Wojewódzkich – pisma oświadczające, że oni KRPD (dyskotekowi władcy i panowie) „zakazują mi pracy w charakterze deejaya – bo nie jestem prezenterem tak jak oni lecz jedynie pod takiego się podszywam celem wyłudzania płyt od zagranicznych firm.”

Mój znajomy agent SB z Katowic, który uwielbiał tańczyć na moich imprezach, wykradł jedno takie pismo KPRD i długo miałem go w moim archiwum. W czasie starania się o azyl polityczny w USA w 1989 roku ten ważny dokument gdzieś mi zaginął.

Nie wiem gdzie i jak te pisma rozesłali i kto je uznał za warte uwagi, ale na przykład w ZPRowskich Tip Topach miałem wyraźny szlaban (zaprzyjaźniony kierownik Tip Topu pokazał mi pismo centrali ZPR na mój temat – wyraźny zakaz zatrudniania) i musiałem grać pod nazwiskami innych deejayów, którzy za niewielką łapówę godzili się na podmianki. Oni na papierach, a ja w dyskotece. Chodziło w tym o to, że cieszyłem się tu i ówdzie pewną popularnością i nijak nie szło tego zlikwidować.

Przyciągałem ludzi do dyskotek, a to w linii prostej przeliczało się na dużą
kasę – i tyle …

Rada jednogłośnie, bez najmniejszego sprzeciwu(!!) jakiegokolwiek deejaya, przegłosowała zakaz pracy dla mnie na terenie całego kraju, a Halber we współpracy z niejakim Janem Poprawą z Krakowa wysmarowali o mnie paszkwila w szmatławcu o nazwie ‘Student’, którym dowodził wtedy ów Poprawa.

Nie trudno sobie wyobrazić co tacy ludzie zrobili by ze mną gdyby w ich brudne, czerwone łapska wpadły jakieś moje artykuły (nazwijmy je skrótowo polityczne) krytykujące władze PRL, ich weryfikacje i ich organizacje takie jak KRPD ?!

***

TO PAN PANIE STANISŁAWIE POWINIEN BYĆ W POLSCE GURU I SZEF WSZYSTKIEGO CO DYSKOTEKOWE I DEEJAYSKIE - Z PANA MORALNOŚCIĄ, WIEDZĄ, DOŚWIADCZENIAMI, PRZEŻYCIAMI, PONIEWIERKĄ I PRZEŚLADOWANIAMI – A NIE TACY JAK WALICKI, WASCHKO (agent SB), KONDRATOWICZ, HALBER, DOBRSKI CZY GASZYŃSKI, ITP.

Czy posiada Pan jedno z poniższych odznaczeń i nagród państwowych tak jak posiadają je niektórzy z wyżej wymienionych ?

Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski 
Grand Prix XXXV Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie
Złoty Medal "Zasłużony Kulturze GLORIA ARTIS" 
Medal "Spadkobiercom Komisji Narodowej" 
Medal prezydenta Gdańska 
medal "CIVITE e MARI" przezydenta Gdyni
"Sopocką Muzę" miasta Sopotu
Grand Prix jubileuszowego XXXV Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu
Złotą Odznakę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich 
Złotą Odznakę Stowarzyszenia Autorów i Kompozytorów ZAiKS

Albo czy ma Pan prawo do wysokiej emerytury kilkukrotnie wyższej od średniej krajowej ?

Jasne że nie! - bo takich jak my nie zauważa się, nie nagradza, nie nadaje przywilejów – bo my nie należymy do nich, do układu - znajdujemy się poza uwagą mediów, urzędów, firm, itp.

Mam nieodparte wrażenie Panie Stasiu, że Polska nagradzająca swoimi odznaczeniami takie osobniki jak Walicki czy jemu podobni - nie wiem ile takich odznaczeń mają w swoich kolekcjach Halber, Poprawa, Kondratowicz czy Gaszyński albo agent Adam z SB czyli Waschko, że taka Polska to nadal BARDZIEJ ojczyzna naszych prześladowców, komuchów i ich kolaborantów z lat '70 - wspierających siebie wzajemnie, że to nie nasza ojczyzna - no bo nas nikt tak nie nagradza. Może się nawet okazać, że jak odkryjemy zbyt wiele prawdy historycznej - to dostaniemy w ryja podobnie jak kiedyś za komuny :-))) - - CO DAŁOBY EWIDENTNIE CZYSTY I CZYTELNY OBRAZ KTO TU NADAL RZĄDZI I CZYJA TO POLSKA ...

MNIE TO TAK OD DAWNA CHODZI PO GŁOWIE TYLKO JEDNO WYJAŚNIENIE CZEMU NP. PAN CZY JA TO SZARE MYSZY Z MARGINESU ... NO BO NIE PASUJEMUY DO SB-ECKIEJ MORALNOSCI I MENTALNOŚCI ÓWCZESNYCH POLSKICH DEEJAYÓW I TZW. DZIAŁACZY DYSKOTEKOWYCH W WIĘKSZOŚCI CICHYCH I POSŁUSZNYCH (świadomych lub nie) KOLABORANTÓW KOMUCHÓW.

Oni nigdy nie stawiali najmniejszego nawet oporu wobec tego co robił Walicki, Waschko, Kondratowicz, Halber czy Gaszyński. Jako młody człowiek uwielbiałem niektórych z tych ludzi.

Z rozdziawioną gębą czytałem artykuły Waschko w Radarze, a potem Sztandarze Młodych i Kulisach czy Non-Stopie. Gaszyński i Kaczkowski + inni z PR 3 to byli jedyni polscy zdawać by się mogło deejaye idole. No a Walicki, który organizował, pomagał zdawać by się mogło - jawił się jako prawdziwy opiekun i obrońca raczkującego deejaystwa.

Z czasem ikony upadały do poziomu ruiny, straciły moje zaufanie. Oj bolało to, oj bolało. Bo oszustwo i zmarnowanie zaufanie zawsze boli ... A jak jeszcze przy okazji podeptali moje marzenia i pragnienia – to ból tym większy …

Nawet dziś wcale mi nie sprawia przyjemności odkrywanie prawdy, stawanie
na przeciw nich i krytyka. Tak mocno kiedyś zakorzeniła się we mnie
sympatia do nich i uwielbienie …

Walicki ledwo powłóczy nogami, a ja atakuję go trudnymi pytaniami i problemami. Czasem mam wyrzuty, że tak nie wolno, nie wolno męczyć starego i słabego człowieka. No tak, ale kiedyś on był mocny i niszczył mnie oraz innych słabych ludzi. Zepsuł wszystko, co było do zepsucia w polskiej dyskotece. Bezkarnie zepsuł moje życie …

Albo taki Waschko ? W pierwszej chwili jak się dowiedziałem o jego pracy dla SB to pomyślałem - a co tam - takie były czasy i żeby coś zrobić i podziałać trzeba było poudawać agenta. Coś za coś ... Dzięki współpracy mógł więcej zrobić dla jazzu, dla publicystki muzycznej, itp. Tyle lat reprezentował nas na zewnątrz w szacownym piśmie Billboard z USA ... No tak - ale po chwili przyszło otrzeźwienie - kogo i co ja chcę sobie egoistycznie (bo mi pasowało to co pisał o muzyce) wytłumaczyć.

Przecież wszyscy mogliśmy iść na współpracę z komuchami - no i co - kto by stawiał taki czy inny - świadomy lub nieświadomy, ale jednak opór złu / komunie ? Jeden z deejayów napisał mi kiedyś, że tym co robiliśmy wytargaliśmy kilka cegiełek z fundamentu budowli o nazwie ‘komuna’ i że dzięki naszemu graniu zaszczepialiśmy w młodych umysłach polskiej młodzieży sympatię do Zachodu i niechęć do socjalizmu. Niektórzy polscy deejaye też mają swój cichy udział w obaleniu komuny. Pan Panie Stanisławie jest pośród nich bezdyskusyjnie numerem jeden i powinien być jako taki szeroko znany i powszechnie szanowany. Czy tak jest ? Raczej nie – niestety !

Czy tak będzie ?? Ponad wszelką wątpliwość naprawię to co zależy ode mnie, starego deejaya, który spisuje historię polskich dyskotek i deejayów. Napiszę całą prawdę i w takiej naprawionej formie przejdzie ona do historii na zawsze !!

Wracając jednak do Romana Waschko. Będąc w 1986 roku w USA (skąd nie miałem zamiaru powracać) - pracowałem dla mego dawnego kolesia - deejaya ze Śląska Kazika Jarząbka. Kazik pod koniec lat '70 uciekł z Polski, a w połowie lat '80 miał już w Nowym Jorku liczącą się dystrybucję płyt ‘Musicorama’ wartą prawie milion dolców. Pewnego dnia mej pracy u niego w tymże wspomnianym wcześnie 1986 roku, przekładałem / porządkowałem płyty na półkach i ku mojemu zdziwieniu znalazłem list Waschko do Kazika.

List mówiący o omijaniu ówczesnego polskiego prawa, przepisów walutowych i podatków. Szwindel Waschki polegał na jakimś niejasnym dostarczaniu do USA polskich płyt i kaset oraz na świadczeniu płatnych usług przez Waschko dla Jarząbka w zakresie konsultowania i pomocy w kontaktach w Polskim świecie rozrywki i muzyki. Zaraz sobie pomyślałem - Jezu - toż to mocny hak na Waschko - jakby mnie czy jakiegoś mego kolesia chciał skrzywdzić to będę mógł oddać w postaci bolesnego ciosu ...

Waschko w owym czasie nie był już moim guru. Zauważyłem jego brudne pociągnięcia w sferze weryfikowania deejayów i współpracy z Walickim, którego też już wtedy mocno nie lubiłem. Poza tym Waschko opublikował artykuły piętnujące ludzi, którzy umieli zdobywać promocyjne płyty i potem handlowali nimi na giełdach płytowych czy bazarach. Rzecz w tym, że Waschko takich ludzi krytykował, zwalczał uparcie, a sam robił to samo. Często kupowałem jego płyty od pośredników (bo sam się na giełdach płyt nie pojawiał). Wiedziałem dobrze bo pośrednicy mi to mówili, że Pan Roman to Pan Roman tamto ... żebym poczekał albo złożył konkretne zamówienia na konkretne tytuły to może uda się to sprowadzić ...

Waschko krytykował z imienia i nazwiska wielu takich handlarzy, nawet moich kolesi, a sam robił to samo wykorzystując swoja przewagę, że pisze artykuły i publikujeje w ogólnokrajowych pismach. Wydawało mi się to mocno nieczyste.

Z tego też powodu z ochotą schowałem ów jego list do Kazika Jarząbka z nowojorskiej dystrybucji ‘Musicorama’. Uznałem, że będę mógł kiedyś list opublikować oddając tym samym cios w stronę Waschki.

***

Jakiż los okazał się przewrotny, że tacy jak Waschko, Walicki, Gaszyński, Halber czy Dobrski sterowali polskimi deejayami i dyskotekami, a nie tacy jak Pan Panie Stanisławie.

Zbieram dzisiaj materiały i spisuję historię polskich dyskotek i deejayów. Wielu z nich ma odwagę krytykować to co się działo 40-30 lat temu. Inni z uporem bronią całego zła, które się wtedy działo.

Ryje mieli przy korycie, żyło im się bogato i wygodnie to niby czemu mają to dziś krytykować – tym bardziej, że chyba gdzieś na dnie pamięci kołacze im się ta myśl, że kolaborowali z komuchami z czysto egoistycznych przyczyn.

No bo jak można dziś po ponad tylu (30/40) latach w całkowicie wolnej Polsce twierdzić, że weryfikacje były czymś pozytywnym skoro były jedynie totalną zdradą, narzędziem komuchów do kontrolowania, nadzoru i prześladowania deejayów. To dzisiaj rozumie już nawet najniższy prymityw na poziomie inteligencji zoologicznej małpy, ale cześć polskiego deejaystwa z lat ’70 i ’80 nijak tego nie pojmuje, albo udaje, że nie pojmuje.

Poziom intelektualny tych ludzi daje pośrednio odpowiedź, dlaczego tacy ludzie jak Pan nigdy nie mogli kierować, edukować i wspierać polskiego deejaystwa. Był Pan białą wroną do zadziobania przez tą czarną  (raczej czerwoną) hałastrę … Tacy jak my nie mieli tu zbytnio szans, nie tyle przez samą komunę, lecz bardziej przez ślepych czy głupich wykonawców jej woli.

Całe pokolenia polskich deejayów rosły obserwując i czerpiąc wzorce z wypaczonych i zmutowanych reprezentantów naszego środowiska. Jak się nas porównuje ze światem to natychmiast widać wielkie różnice, a największą z nich jest brak korzeni i autorytetów.

Nawet dziś Pan czy ja mamy małe szanse aby to środowisko pełne komuszych mutantów uznało nasze deejayskie biografie za właściwe i godne szacunku …

Yahu Pawul

WRONA SKONA - W stanie wojennym w Polsce działała Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON) – zwana przez naród WRONA. Mówiono tak też na ówczesne, komunistyczne godło Polski czyli orła bez korony.

_____________________________________________________________


A OTO JAK INNI REAGOWALI NA ZADANE
PRZEZE MNIE PYTANIE O STANISŁAWA DANIELEWICZA

Y@HU – Czy znana jest Panu historia deejaya z wybrzeża Stanisława Danielewicza, którego internowano w stanie wojennym za jego polityczne "pociągnięcie" / artykuł w ‘Dzienniku Bałtyckim’ określanym skrótowo "WRONA SKONA".

Stanisław Danielewicz był wtedy deejayem tzw. kategorii „S” i autorem poczytnej rubryki o muzyce pop. BYŁ JEDYNYM W NASZEJ HISTORII DEEJAYEM INTERNOWANYM W STANIE WOJENNYM – co ma swoją ważną wymowę historyczną. Mam na myśli to, że to nie on dostał medale i honory jakie dostał na przykład Franciszek Walicki, Janusz Kondratowicz, Adam Halber czy inni. Ot taka historia, która stoi go góry nogami ...

______________________________________________________________

1/
----- Original Message -----
From: Wiesław Wilczkowiak
To: YAHUDEEJAY
Sent: Wednesday, September 08, 2010 6:27 PM
Subject: RE: ... pytania dodatkowe ...

Pamiętam Stanisława Danielewicza i ten zapis - Wrona Skona. Byłem dumny, że mamy takiego dziennikarza i deejaya zarazem.
Pozdrawiam Wiesław Wilczkowiak
_____________________________________________________________


2/
----- Original Message -----
From: Joanna Bańburska
To: YAHUDEEJAY
Sent: Wednesday, September 08, 2010 5:01 PM
Subject: Re: Fw: ... pytania dodatkowe ...

Znany nam jest Staś i znana jest historia. Może Pan również coś o nim przeczytać na stronie mojego męża.

Znamy go na tyle, iż wiemy, że nie heroizm nim powodował, ale przemożna chęć, w zabawny sposób przywalenia władzy Jaruzelskiego za stan wojenny, o którym to przywaleniu dowiedzą się tylko wtajemniczeni. Nie sądzimy, by do końca zdawał sobie sprawę z tego co mu grozi, a jeżeli sobie nie zdawał, to jego świadomości patriotycznej nie ocenialibyśmy aż tak wysoko.

O Stanisławie nie chcą ludzie i obecne władze pamiętać, nie z tej przyczyny, że się odważył "zabawić" z WRONem, lecz z tej, że w nowych czasach wstąpił na drogę przestępstwa (lata dziewięćdziesiąte) i wielu ludzi oszukał na tzw. system argentyński sprzedaży mieszkań, za co poszedł odpokutować w więzieniu kilka lat, a potem słuch o nim zaginął. Tyle wiemy z prasy, która o tym swego czasu głośno pisała. Może, więc lepiej Stasiowi spokoju teraz nie zakłócać i starych rzeczy nie wyciągać, bo się może okazać, że zasługi nie przeważą przewin. Trzeba mu zapamiętać dobre i to mąż zapisał na swojej stronie, ale odznaczania go dzisiaj bym nie polecała.

Pozdrawiam Joanna Bańburska
______________________________________________________________


3/
----- Original Message -----
From: Franciszek Walicki
To: 'YAHUDEEJAY'
Sent: Wednesday, September 15, 2010 8:50 AM
Subject: RE: ... pytania dodatkowe ...Odpowiedź.

Yahu!
Stanisław Danielewicz to utalentowany dziennikarz i publicysta, zwłaszcza jako krytyk muzyczny, znawca jazzu, muzyki rockowej i popularnej.

Będąc w latach 1970-1971 redaktorem ilustrowanego magazynu muzycznego MUSICORAMA, zaproponowałem mu współpracę i bardzo ceniłem jego ciekawe i fachowe publikacje, zamieszczając je we wszystkich numerach magazynu. Wiem także, że był deejayem (uprawnienia – na mój wniosek – otrzymał bez egzaminu), ale o jego pracy w charakterze deejaya nic nie wiem. Wiem natomiast, że był autorem głośnego w stanie wojennym artykułu „Wrona skona”, i że podobno był internowany.

Co zaś do Medalu „Gloria Artis” wiem, że przyznaje się ten medal za wybitne osiągnięcia w dziedzinie polskiej kultury, a nie za „polityczne pociągnięcia”, sympatie do „Solidarności”, opozycję, czy walkę z komuną (bo sam byłem w tym czasie komuchem, czego nigdy nie ukrywałem, nie ukrywam i nie wstydzę się). Czy Janusz Kondratowicz i Adam Halber mają Medale „Gloria Artis” nie wiem, bo od wielu lat z żadnym z nich nawet nie rozmawiałem.

F. Walicki.
______________________________________________________________


4 /
From: Marcin Jacobson
Sent: Monday, October 11, 2010 10:41 PM
To: 'YAHUDEEJAY'
Subject: RE: ... pytania dodatkowe ...

Ależ Ty kochasz doszukiwać się niesprawiedliwości dziejowej i tworzyć martyrologiczne mity. Nie wiem czy Stanisław Danielewicz miał kategorię „S” czy nie, ale nie można tego wykluczyć, bo jak już pisałem przyznawano ją „za zasługi”. On spełniał tzw. wymogi formalne bo był absolwentem szkoły muzycznej i do tego prowadził stałą rubrykę w Dzienniku Bałtyckim. Zawodowi muzycy i absolwenci szkół muzycznych dostawali weryfikacje zaocznie, więc Staszek, zawsze będąc człekiem bardzo zaradnym wykorzystał okazję by móc zarabiać więcej pieniędzy niż gdyby to robił w oparciu o weryfikację muzyka. Z tego co pamiętam Danielewicz raczej nie udzielał się w dyskotekach bo był średni „w te klocki” – m.in. dlatego Rama 111 dość szybko zrezygnowała z jego usług po uruchomieniu Disco-Ramy 111 w Gdyni. On raczej specjalizował w pogadankach na muzyczne tematy, spotkaniach z nową płytą itd. Taki kwit pozwalał dostawać też większe pieniądze za siedzenie np. w jury w różnych przeglądach i konkursach.

Z tym jego heroizmem też bym nie przesadzał. Faktycznie wymyślił i wykonał tę akcję w swojej rubryce, ale to była raczej manifestacja podobna do malowania na murach anty-wronich haseł na murach, rozrzucania własnoręcznie wykonanych „wlepek” itd. Myślę, że on sam traktował to raczej jako wygłup niż poważną deklarację polityczną. Na pewno miał z tego tytułu nieprzyjemności, ale czy był dłużej internowany – nie wiem.

Nigdy nie słyszałem by poza tym incydentem Stanisław w jakikolwiek sposób wychylał się politycznie. Nie słyszałem też by był konspiratorem, cokolwiek by to miało znaczyć.

Marcin Jacobson



_________________________

NA SAM KONIEC CIEKAWOSTKA


cytat materiału historycznego
artykuł Stanisława Danielewicza o prawdzie historycznej polskiego rock 'n' rolla a poniekąd także i polskich dyskotek i deejayów, ponieważ text jest w dużej mierze i między innymi o Franciszku Walickim ...




  






piszcie poniżej komentarze albo na adres yahu70@gmail.com

- przysyłajcie do publikacji fotografie z dawnych lat, scany prasowe
i scany dokumentów - przysyłajcie wasze artykuły, opowieści, itp.
- wielu (w szczególności komunistyczni kolaboranci) nie będzie się ze mną zgadzać i będą mieć (co naturalne) inne zdanie, ale nic to - dla mnie wszystkie teksty są historycznie cenne :-)
______________________________________________________________

... może ja wyraźniej i inaczej od innych postrzegałem tutejsze błędy, wypaczenia i wręcz zwyrodnienia - omijałem tubylcze układy, koterie i miałem masę zagranicznych kontaktów - a tam było zgoła inaczej(!!) - żyłem jakby w innym disco deejay świecie - dostawałem z USA Record Co. setki kosztownych promo płyt rocznie + czasopisma, listy, taśmy z nagranymi live w dyskotekach programami, itp. i zrazu obce było dla mnie to co robili i czym żyli ziomale  :-)))))))

czytaj także: http://1952yahudeejay1970.blogspot.com/
oraz ultra nowoczesną stronę Nr 1 na całym wielkim świecie
o historii dyskotek i deejayów: www.djsportal.com
(zawiera ponad 300 artykułów i wywiadów z pionierami disco i ciągle, każdego tygodnia powiększa się) 

 


***


PRAWA AUTORSKIE / COPYRIGHT

Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz