„Idol” Rysiek Riedel to max i total antyidol !!

 

KREOWANIE KOGOŚ TAKIEGO NA IDOLA I LEGENDĘ (nie skończył nawet podstawówki) TO MAX I TOTAL INTELEKTUALNA MIZERIA !! --- odszedł ale nikt mu krzywdy nie zrobił - warto dodać że odszedł na własne życzenie bo lubił ćpać / BYŁ TOTALNYM ĆPUNEM i to przez wiele lat oraz ostro bez ograniczeń, max-total egoistycznie bez liczenia się z rodziną czy zespołem czy kimkolwiek - a za to płaci się życiem I KRZYWDĄ BLISKICH ...

PODKREŚLAM !! --- robienie idola z kogoś takiego to ( O ZGROZO !) max porażka intelektualna !!

... no ale jaki kraj tacy jego idole ...





... wolność to możliwość mówienia czy pisania ludziom tego czego nie chcą słuchać ...

George Orwell

 

 


  

Na wstępie celne cytaty:

* „Uzależnienie od narkotyków, zwłaszcza od "kompotu", mocno wpłynęło na życie i karierę Ryszarda Riedla, wokalisty zespołu Dżem. Narkotyki doprowadziły do problemów zdrowotnych, opuszczania koncertów, konfliktów w zespole i w końcu do przedwczesnej śmierci Riedla.” 

* „Z jednej strony niby czołowy polski muzyk – z drugiej strony zaś człowiek nieodpowiedzialny, który nie skończył nawet szkoły podstawowej, dorosły mężczyzna o mentalności 12/13 - latka, nie stroniący od alkoholu. Popadł również w tanie narkotyki lat ’80 (kompot)”. Rysiek był ofiarą własnego stylu życia wszak nie cierpiał jakiegokolwiek przymusu, paradoksalnie narkotyki stały się jego najstraszniejszym przymusem. Sam sobie jest winien swojego uzależnienia i przedwczesnej śmierci? Gdyby nie problemy Ryśka, nie znalibyśmy jego twórczości okupionej wielkim cierpieniem kolegów z zespołu, rodziny.”

* "całe życie był nieuk, leber i ćpun ale udało mu się załapać na Dżem - no i na ich grzbietach wykreowano go na gwiazdora ..."

… i jeszcze to:

Riedel gdzieś, kiedyś to napisał czy powiedział ---„Mając 16 lat zacząłem chlać i ćpać, przestałem mając 28. Teraz mam 42 lata i wyniszczony organizm. Niejeden mnie już pochował, ale ja żyję i jestem z wami. Nie poddam się, będę walczył o siebie.” --- skłamał bo ćpał do końca ...


**

Trudno mi pojąć dlaczego z Ryśka Riedla zrobiono aż taką „gwiazdę”. Prawdopodobnie „z braku laku”… Na mnie nigdy wrażenia nie robił, a poza tym znam go z czasów kiedy był jeszcze nikim


----------------------------------------------------------------------

----------------------------------------------------------------------



Od 1974 roku, jako jeden z kilku najlepszych wówczas deejayów-disco w Polsce - niedawny finalista (jedyny ze Śląska) ‘Ogólnopolskiego Turnieju Deejayów’ (Wrocław 1973) - grałem imprezy w ‘Orim Disco’ u tzw. ‘Żyda’, czyli w katowickim klubie żydowskim na ul. Wawelskiej - zawsze w środy i soboty od 18.00 – 22.00. W tamtych czasach nie było dyskotek całonocnych. W ORIM DISCO grałem dość długo bo aż do zimy 1979 roku. Dali mi nawet etat w ramach którego musiałem też wykonywać inne robótki - np. rozklejać plakaty na mieście na różne imprezy albo sprzedawać bilety po różnych firmach. Pewnego dnia manager dyskoteki Marek Hanke (mieszkał w Tychach) dokooptował mi do klejenia plakatów chudego, długowłosego - hipis drągala także jak on z Tychów (vide jego fot z 1979 roku). Stanowiliśmy niezłą ekipę plakaciarzy na mieście. Obaj chudzi, wysocy i długowłosi – niczem gwiazdy jakiegoś angielskiego zespołu, z wiaderkami kleju, pędzlami i plakatami pod pachą. Musieliśmy dziwacznie wyglądać na ulicach robotniczych Katowic okresu głębokiej komuny / PRL.

Mojemu nowemu kolesiowi z pracy nie bardzo chciało się te plakaty kleić i ciągle przysiadał na papieroska, a ja musiałem za niego zapierdzielać. Taki lewe ręce do roboty / obibok i leber. Kleiliśmy chyba przez tydzień plakaty po Katowicach razem, a potem on trzepnął taką "niewdzięczną robotą" i tyle było mojej znajomości z nim :-) zniknął mi z pola widzenia. Dopiero po kilku tygodniach zobaczyłem go razem z nikomu wtedy nieznanym zespołem z Tychów o nazwie - ‘JAM’ jak ćwiczyli w tym samym co ja - należącym do agencji Orim baraku na tyłach Hali Parkowej przy ul. Kościuszki w Katowicach. Koleś został potem ikoną polskiego rocka, a nazywał się Rysiek Riedel, a ten zespół ‘JAM’ to późniejszy Dżem (ta sama nazwa tylko po polsku :-)))).

Okazało się że manager mojej dyskoteki to także manager Dżem – pierwszy ich manager.


**

A zatem Rysiek Riedel nie robił na mnie najmniejszego wrażenia. No ale ja byłem w tamtych czasach dość uznanym i popularnym deejayem-disco. Nie to jednak jest tu ważne tylko to, że jako ten deejay w latach ’70 i ’80 dostawałem masowo (tysiącami rocznie) – vinyl-płyty z USA i UK. Dostawałem je masowo z wytwórni płytowych za co podpadłem sławetnemu SB – grozili mi nawet śmiercią – a jakże …

!! Nikt (chyba) nie ryzykował swego życia aby grać płyty / muzę z USA w najgorszych czasach reżimu komunistycznego PRL lat ’70 i to na Śląsku. No a ja ryzykowałem – nie wierząc naiwnie albo nie zdając sobie sprawy z powagi groźby - że mnie nie wykończą !! Pocieszałem się, że skoro dużo o mnie pisano w zagranicznej prasie dyskotekowej i deejayskiej to SB będzie się bać takiego zabić bo wywoła to jakąś tam światową aferę.

Byłem znany z powodu tych tysięcy płyt, artykułów prasowych co generowało (to oczywiste w komunistycznej Polsce lat ’70) zawiść zweryfikowanych komunistycznych deejayów / nieudaczników którzy kablowali / donosili na mnie gdzie tylko się dało. Wywoływało to skutki w postaci nalotów / przeszukań mojego mieszkania przez polityczną, komunistyczną policję - SB, która KONFISKOWAŁA dużo mojej własności - szczególnie w 'stanie wojennym'. Całe moje archiwum – deejayską prasę, dokumentację z tamtych lat / lat ’70 – widoczne w tej opowieści skany / fotografie zostały mi skonfiskowane w ‘stanie wojennym’ i nigdy mi już tego nie oddano. Pozostało jedynie kilka zdjęć przechowywanych w USA u mojego koleżki po fachu jakim był nieżyjący już deejay pionier i znakomity dziennikarz muzycznego pisma Billboard - Barry Lederer, który sporo mi w latach ’70 pomagał i przyczynił się do zaistnienia tych wielu artykułów o mnie czy wciągnięcia mnie na listy wysyłkowe wielu firm płytowych.

Wydano też na mnie komunistyczny ‘zakaz pracy’ – vide dokument.

 

**

Słuchając najlepszych na świecie muzyków i wokalistów nijak nie mogłem zrozumieć (wtedy) fenomenu Riedla. Po pierwsze to cały zespół dobrze grał i bez tego zespołu [szczególnie gitarzysty (Jurek Styczyński)] nigdy by Riedla nie było – taki fakt !!

Dziś wiem dlaczego tak się to potoczyło. Jest to rezultat kiepskiej orientacji i wiedzy ówczesnych Polaków w muzyce blues czy rock czy R&B lub Soul. Nie słuchali tych płyt których ja słuchałem bo ich nie mieli … Polaków zafascynował kiepskawy naśladowca wokalistów z UK czy USA. Kiedy słuchamy nagrań Riedla to słyszymy wyraźnie jak jego śpiew graniczy z bełkotem. No – OK – wielu amerykańskich bluesmanów i rockmanów też tak miało. Tylko że oni tacy byli od zawsze i na co dzień. No a Riedel tylko ich udawał, szpanował – bo nie był taki autentyczny jak ci Amerykanie. Powtarzam i podkreślam – on był tylko naśladowcą …

Kiedy zmarł w chorzowskim szpitalu z powodu max i total zaćpania to wszyscy wiedzieli że swoim postępowaniem przez lata do tego właśnie „dążył”. Nastąpiło u niektórych zdziwienie, smutek czy żal jakowyś … Czy to autentyczne ?    

Odszedł ale nikt mu krzywdy nie zrobił - warto podkreślać i to WYRAŹNIE, że odszedł na własne życzenie bo lubił ćpać / BYŁ TOTALNYM ĆPUNEM i to przez wiele lat oraz ostro bez ograniczeń, max-total egoistycznie bez liczenia się z rodziną, zespołem czy kimkolwiek - a za to płaci się życiem i KRZYWDĄ BLISKICH ...

Robienie idola z kogoś takiego to ( O ZGROZO !) max porażka intelektualna
i wszelaka inna !! --- Tak się kreuje fałszywki …

Poza tym ja akurat nigdy nie szanowałem zaćpańców w muzyce. Wielu z nich odeszło za młodu. Nie będę ich tu z nazwisk przypominał bo nie warto … Jest masa innych równie dobrych żyjących i tworzących zacną muzykę przez całe długie życie i tych też nie powymieniam z nazwisk …


Janek 'yahudeejay' Pawul

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz